Dwa szczyty w jeden dzień! Säntis 2’504 i poraz trzynasty Rigi 1’798

Cze!!!

 

w pierwszy dzień kalendarzowego lata pogoda dopisał i z braku laku udało mi się na dwóch bardzo znanych szczytach zagościć HEJ;)

Rigi tam zawsze jest pięknie!!! Jak ktoś czyta moje wypociny to wie, jak czyta i nie wie to może przeczytać. Jest taka góra w kantonie SG, wszyscy o niej mówią, wszyscy mówią, że strasznie pięknie tam, ale szlaki strasznie strome. Jest najwyższym szczytem Prealp Appenzellskich. Postanowiłem to sprawdzić! Chciałem wyjść sam i troszkę się sprawdzić, jak z kondycją itp. i tak było. Parę minut przed szóstą gotowy do drogi. I tu o dziwo lasu nie było, ale ludzie już na szlaku i to dość wysoko. Na szlakowskazie Säntis 3:25 i tu wiedziałem, że musi być trudny szlak, a wiedziałem bo zaczynałem z Schwägalp 1’352(szlak czerwony)  Chłodno, sucho, zielono, skaliście tak pozytywnie zmotywowany zacząłem mocno. Po 30 min dogoniłem pierwszych, widzianych z dołu traperów:) Średnio przygotowani, dlatego że trampki to jak dla mnie nie buty w góry, ale na pięciu jeden miał trekingi, zawsze się mogli wymieniać po kawałku i to prawdopodobne bo słabo im szło:) Po kolejnych 30min udało mi się dogonić dwie kobiety, wręcz przeciwnie bo super przygotowane, myślę że przesadziły, ale może skończyły tak jak ja Technikum Ogrodnicze i moją papiery na przesadzanie:) Dziewczyny kaski na głowie, czekany na plecakach, poubierane w uprzęże i to dało mi troszkę do myślenia, czy ja na pewno wiem gdzie idę??? Ale jak już jestem na szlaku to idę, tamci w trampkach, te wyposażone jak na Mont Blanc nie wiadomo w którą stronę myśleć, więc pomyślałem mam to gdzieś idę. Troszkę się inaczej myśli jak się samemu jest na szlaku, ale oni zawsze byli gdzieś tam z tyłu. Motywacja jak na starcie tak i na półmetku, bo po godzinie mocnego trekingu na szlakowzskazie Säntis 1:25. Stromo było bo ręcznik do połowy mokry:) Troszkę wody dla ochłody, lubię sobie jeszcze tak mocno klasnąć, to mnie w jakimś sensie motywuje!!! Mocny treking i po 15 min widziałem szczyt jak na dłoni. Gdzieś po kolejnych 15 min musiałem wyjmować kurtkę z plecaka i zakładać rękawiczki, a beret wymienić na czapkę, dlatego że wchodziłem w chmury i troszkę się ochłodziło nawet powiem, że się zrobiło strasznie zimno. Podczas ostatnich 30 min wiedziałem już dlaczego te kobiety były tak przygotowane:) Taka mała Via Verrata była na końcówce i wiedziałem też że koledzy w trampkach chyba do końca nie wiedzą gdzie idą. Ciężka była końcówka, dlatego że jak się przejaśniło to zobaczyłem człowieka, który jeszcze kawałek miał do końca. Do samego szczytu nie podnosiłem bardzo głowy do góry i jak byłem na szczycie to jeszcze Pan mocno oddychał.  Säntis w 2h i parę minut. Na szczycie udało się zrobić parę zdjęć!!! Długa rozmowa z doświadczonym Panem, który powiedział, że schodzi dopiero o 18 z gór, w sensie że maił 2 szczyty do zdobycia jeszcze. Po chwili dotarła pierwsza kolejka na szczyt i chyba nie muszę pisać kto to, napiszę że w ogóle nie robili zdjęć:) Zapytałem Pana o co chodzi, dlaczego tak rano już tu jada, a on na to że maja tak zaplanowane, że w ciągu dnia potrafią wyjechać na 3 szczyty. Kawałek mają do CH i chcą zobaczyć jak najwięcej. Jak byłem gdzieś kiedyś na weekendzie w Barcelonie to chyba się podobnie zachowywałem. Długo nie myślałem, zjadłem marchewkę i do dołu biegiem. Czułem się na siłach,a motywacja jak na starcie. Nie wiem, czy to było mądre na pewno nie rozsądne. 1h i parę minut byłem przy aucie. Zadowolony z siebie w kierunku domu, bo Rigi czekają!!!

Może ktoś czyta i powie, gościowi odbiło nic innego jak góry nie robi w życiu(kolejny weekend turniej siatkówki plażowej na który serdecznie wszystkich zapraszam):). Jak sobie ktoś zadaje takie pytanie, to powiem że się przygotowywałem do czegoś od stycznia i mam nadzieje, że za chwilę wszyscy będą wiedzieć do czego!!! Nawet jak coś nie wypali, to zawsze będę mógł sobie powiedzieć, zrobiłem co w mojej mocy!!!

3majcie kciuki!!!

DSC_0049

DSC_0060

DSC_0032

DSC_0071 Rigi! Azjaci robię sobie fotkę, ale nie musi Pan biec do Pani w parę sekund, bo ma pilota, który obsługuje jego aparat. Gubię się już w tym, za chwilę puścisz oczko w stronę aparatu, a on zrobi Ci zdjęcie, które będzie podpisana już w albumie;)

 

Pozdrawiam

g.

Piekna Szwajcaria, a w niej chytry Szwajcar…

Cze!!!

 

dawno już tu nie pisałem, a jest co pisać… Dużo pozytywów, ale ja ciągle widzę przewagę negatywów, nie wiem może dlatego, że tak chce to widzieć, może tak Mi łatwiej na to patrzeć i mieć to gdzieś. Ostatnimi czasami jakoś czas tak szybko zapieprza od weekendu do weekendu. Kiedyś się czekało tak na weekend, aby się napić z kolegami, a teraz góry góry góry. Sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale czas da odpowiedz na to pytanie prędzej, lub później… Ogólnie smutno jakoś dzisiaj:(

Czasami człowiek zadaję sobie takie pytania dziwnie np. Dlaczego??? Dziwne myśli np. po co! I dziwni ludzie coś tam zawsze nam sprezentują! Czasami dostaje takie strzały, że rozkładam ręce i nic więcej, zresztą myślę że to tak u każdego funkcjonuje, ale jeden mówi o tym więcej, a jeden mniej. Ale cóż zrobić, jutro nowy dzień i nie zapowiada się lepiej:( Posłuchajcie piosenki i czytajcie dalej…

 

Piękna Szwajcaria już gdzieś kiedyś pisałem o tym, ale nie pisałem o chytrej mentalności tutejszych ludzi. Kraj przepełniony obcokrajowcami, porobione limity, ale jakoś cały czas coraz więcej ludzi!!! Tania siła robocza i zachłanność materialna koniec kropka. Nie widzę tu innego celu, a jak ktoś widzi to proszę się w komentarzu wypowiedzieć. Rożnie się słyszy o Polakach, że ok, że mniej ok no i nie ok, jakieś tam maja podzielne zdania. Ale jak Polska to alkohol, kradzież to słyszę osobiście najczęściej nie tylko od Szwajcarów. Smutne to, ale szkoda, że nie widzą swoich problemów i oceniają z góry innego!!! Odzywam się chamsko z zapytaniem, a u was jak jest??? I tu się przeważnie temat zmienia!!! Nie wiem, czy wszyscy Szwajcarzy, ale większość co znam nie trawi tak zwanych JUGOLI!!! Jugol- zły człowiek, bandyta, nierób itp. poważnie nie słyszałem nic innego. Mistrzostwa świata w Brazylii trwają, osobiście stawiam na finał Hiszpania-Niemcy! Szwajcaria tam gdzieś jest i nawet wygrała mecz. Jak ktoś oglądał to widział, że o wyniku meczu zadecydował rodowity Szwajcar mocno opalony urodzony gdzieś w Bernie, bym powiedział!!!  W drużynie Szwajcarskiej może 3 Szwajcarów i nie wiem, czy z krwi i kości, ale za to 7 Jugo w składzie!!! Tu już się pogubiłem, dlatego że Szwajcarzy się tak podniecają wygrana, wszędzie wiszą flagi, chwalą swoją drużynę itp. ale żaden nie powie, że SCHAISSE JUGO piszą pozytywna historie Szwajcarii. Rozumie to tak, że nie ważne kim jesteś, ale jak przynosisz korzyści to jesteś najlepszy, bo jesteś Szwajcarem, albo za chwile będziesz. Tak funkcjonuje Szwajcaria, i tu nie chodzi tylko o piłkę nożną, Ci co tu mieszkają to widzą tu wszystko co i z czym się je. Nigdy na pytanie ,,Jak w Szwajcarii” nie odpowiedziałem, że super, aczkolwiek chciałbym tak odpowiedzieć… Nie wiem, czy pisałem o kurczakach hmmmm, mam chwilę to napisze.

Każdy wie co to kurczak. Było kiedyś referendum, odnośnie tego że na 6 kurczaków rodzi się 4 zdrowe, a te dwa są zabijane. Szwajcarzy krzyczeli, ale to nieludzkie!!! Za parę dni było referendum odnośnie aborcji i to było jak najbardziej ludzkie. Tu już nic nie napisze, bo jak ktoś tego nie rozumie, to już nie zrozumie! Amen!!!

 

 

Pozdrawiam

g.

 

Piz Sardona 3’056

Cze!!!

weekend minął, tak więc piszę coś tam! Sobota na nizinach, dlatego że miał padać deszcze, o dziwo nie padał, ale czasami potrzebny weekend w domu, aby pająkom powiedzieć wypad z chałupy!!! Plan na niedziele ambitny bo Clariden 3’267, ale że chętnych do maszerowania było, aż 11sztuk to jakoś poszukałem czegoś niższego;) Jak pisałem plan był ambitny, a ambitny nie tylko pod względem wysokości. Już jak planowałem wiedziałem, że musimy być skoro świt na szlaku. Wymyśliłem sobie, że jak szczyt zaczyna się cyfrą 3 to nastawiam budzik tak, aby liczba pierwsza była też 3!!! Mi się to osobiście podoba, może dlatego że ja to wymyśliłem;) Podobać się to tak prawdę mówiąc nie musi nikomu bo tu nie o podobanie chodzi… Budzik nastawiony na 3:40 i jak zadzwonił to Kuba z Kuby zerwał się jak by się coś paliło!!! Wyruszyliśmy o 4:00 bo plan był o 5:00 na szlaku, ale jak to bywa u nas zaczęliśmy maszerować parę minut po szóstej. Wyruszaliśmy z parkingu St. Martin, który jest wysoko położony 1’350m. Wszyscy zwarci, gotowi przełknęli ostatni kęs śniadania i na szlak. Zaczęliśmy bardzo spokojnie, myślę że dlatego że Rafał jeszcze nie dojechał;) Parę minut po szóstej szlak w kierunku Sardonahutte SAC 2’157 przepełniony:) 8 sztuk na szlaku, a dwie gdzieś tam jeszcze jadą, a dla czterech było za wcześnie! Idziemy idziemy idziemy i kolega z Kuby, czyli Kuba dalej się spłoszył i zaczął bardzo mocnym trekkingiem!!! Po upływie 30 min Kuby z Kuby już nikt nie widział, ani nie słyszał. Dostałem SMS-a od Kuby o 11:41 ,,Szczyt pękł o 11:16 po 4:46h, naparzam w dół. Chłopy i kobiety cała naprzód, szczyt czeka:)” ten uśmiech szyderczy na końcu chyba był;) Czytam SMS nie wiem gdzie jestem dokładnie stoję gdzieś w chmurze szlaku od godziny nie widziałem i dupa zbita. Za biegiem czasu zaczęliśmy się rozdzielać na mniejsze grupki w sensie, że Rafał do nas dołączył i narzucił tępo i po 30 minutach domyśliłem się że raczej dobrze spał, bo gonił jak… nie wiem jak można gonić. Chwila moment i byliśmy przy Sardonahutte SAC. Byliśmy mam tu na myśli Rafał, Sylwia i Ja się tam gdzieś jeszcze zaplatałem. Czułem, że jak takie tępo będzie dalej to za chwile zdublujemy Kubę z Kuby. Początkowo myśleliśmy, że Kuba powalił szlak i gdzieś błądzi. Rafał zapytał Pani w schronisku wprost,, Widziała tu Pani Indianina jak przechodził”??? Pani odpowiedziała, że tak jakiś czas temu przechodził. Chwile po tym powaliliśmy szlak i ja tu biorę za to wszystko odpowiedzialność. N ie zauważyłem strzały która leżała na ziemi i było tam napisane FURKAcoś tam. Zobaczyłem szlak na dole, klapki na oczy i poszli. Pokonaliśmy pionową ścianę i tego do końca nie byliśmy świadomi, zauważyliśmy to jak schodziliśmy z drugiej strony. Stromo było i pokonywaliśmy błyskawicznie wysokość i po 40min staliśmy na grani 2’700 (plus-minus), która łączyła daw 3tyśięczniki, szkoda tylko, że nasz był gdzieś tam tam tam sami nie wiedzieliśmy już gdzie:( W chmurach dużo nie wiedzieliśmy i długo się nie zastanawiając zaczęliśmy schodzić w grani w celu poszukiwaniach szlaku jakiegokolwiek. Poszukiwanie szlaku jakiegokolwiek trwało godzinę oczywiście plus-minus. Na szlako-wskazie pisało to czego nie chcieliśmy zobaczyć:( Elm 4:30:( Elm to wieś z której początkowo chciałem zaczynać. Mina smutna, dlatego ze to miejscowość z drugiej strony szczytu!!! Po chwili smutek znikł, bo na samym dole pisało,, Pass Segens 1:25″ a to niedaleko naszego szczytu:) Postanowiliśmy się posilić bo już zbliżała się pora obiadowa. Po obiedzie i motywującym smsie od Kuby z Kuby zaczęliśmy mocno maszerować, aczkolwiek szlaku nie było. Po kolejnej godzinie natrafiliśmy na świeżę ślady człeków. Na chłopski rozum to musieli skądś schodzić. Pomału po śladach, dotarliśmy sami nie wiedzieliśmy gdzie… Widoczność na 5 metrów i jakieś liny na pionowej ścianie się zaczynają. Nie zastanawiałem się długo, wiedziałem, że jak to pokonam to stanę na jakimś szczycie. Kolejną godzinę nas to kosztowało! Było to ekstremalne jak dla mnie może inny by powiedział, że lajtowo. Pokonaliśmy z Rafałem tą małą Via Ferrate i po oddechu czuliśmy, że jesteśmy gdzieś wysoko, ale sami do końca nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Byliśmy na lodowcu, ale kto to wiedział i spokojnie dalej podążaliśmy do góry. Prawdopodobnie byliśmy na szczycie obok, ale tego nikt nie wie, ale zamierzam tam powrócić jeszcze w tym roku. Cel osiągnięty jak dla mnie zmęczyłem się dość, 12 godzin na szlaku. Szacunek dla Sylwii, że trzymała nam kroku!!!

Zdjęć nie ma bo kartę ktoś zostawił w laptopie i targał w plecaku aparat bez karty:) coś tam z telefonu mam!!!

 

IMG_0948 końcówka ściany!!! Grań pomiedzy Trinserhorm 3’028 i Ringelspitye 3’247

IMG_0957 podobno ktoś mnie widział…

IMG_0952

IMG_0953świstaków mnóstwo, mój tel słaby ma aparat, ale coś tam widać

 

Pozdrawiam

g.

Cze!!!

Kuba z Kuby coś napisał;)

 

Dowiadujac sie w sobote o niedzielnym celu Surenstoss ucieszylem sie myslac poludnowy skrawek St.Gallen tuz przy Glarusie, a tam majestatyczne gory ktorych sciany niczym bramkarze w klubach stoja na strazy dolin prezac swoje mięśnie w postaci wyrzeźbionych skał. Zdarzyło mi się kilka razy być już w okolicy tak więc wyobraźnia działała. byczenie się w sobotnie popołudnie było swoistym psychicznym przygotowaniem do wyjascia.

Wyruszajac na trasę wiedziałem ze czlowieka F1 jeszcze nie ma. Postanowilem wiec na ile sie da odskoczyc aby w momencie „nieuniknionego” dojscia byc juz w dexydujacych dla wedrowki momentach. I wtedy korzystajac z zapasow sil jak rowniez inicjatywy Rafala szarpnac sie na biuro pana Sardony ulokowane w chmurach. W gre chodzila chec rywalizacji, takiej meskiej. Na pewno nie po trupach, ohhh jeden drugiego zmotywuje takim czyms. Tak jak pomyslalem tak tez zrobilem.

Dochodzac do Sardonahuette SAC wypytalem sie ktoredy to mam isc dalej. Okazalo sie ze szlaku tam nie ma. No ok, chodzimy po gorach a nie po szlaku. Ucieszylem sie!

Byly momenty watpliwosci, intuicja mowi idz tu a tu, jednak z opisu pana z SAC wydaje sie ze sie myle. Odczekalem z 20-30min rozwazajac za i przeciw. Az nagle przyszla pomoc z niebios, gdyz na kilka minut mgla sie rozstapila i zaswiecilo slonce. Obejrzelm szczyty i mowie cala naprzod. Okazalo sie ze mialem racje, a opis pana byl rowniez poprawny tyle ze mylnie przeze mnie zinterpretowany.

Troche po lodowcu, troche po lancuach, znowu lodowiec i stpje przed lekkim wzniesieniem ktore przy grani konczy sie urwiskiem. Mysle pieknie. Popedzilem przed siebie i …. Nie nie nie nie wpadlem w przepasc, ujrzalem krzyz na szczycie. 11:16 szczyt zdobyty. Kontakt z Grzechem bez rzekomych szyderstw, a tu zonk … Zgubili szlak, hmmmm ???!!!

Zejscie spokojnie bez pospiechu. W koncu nie mam dokad gonic cel zdobyty. Reszta grupy za mna, tak wiec albo bede czekal na dole albo na spokojnie bede schodzil.padlo na to drugie.

Przy SAC czekala grupka kontuzjowanych, zmeczonych, spelnionych jak rowniez rozczarowanych. Chwila radosci i spojrzenie z innej perspektywy.

Kto z nas wiedzial gdzie tak naprąwde jestesmy? Arena tektoniczna Sardona? A co to? Co w tym specjalnego?
Kto z nas znal polozenie naszego celu?

Nie ma co zalamywac rak. Na urodzinach jego eminencji, F1 nijaki Rafal powiedzial swiete slowa „tylko ciezkie sytuacje, chwile hartuja charakter”. Tak więc nstepnym razem weźmy mapę (zgłaszam sie na ochotnika!!) obadajmy szlak a szanse zdobycia szczytu zostaną znacząco zwiększone.

Grzechu dokad to w lipcu?

Szlak życia!!!

Butem w morde (jako gimbus przed niemieckim witałem się takim hasłem po przerwie z funflami)

,,Szlak życia” oczywiście, że każdy ma swój i każdy sobie rzepkę skrobie… Jak na to wszystko patrzę w chwili obecnej to nie wiem o co chodzi w nowoczesnym świecie??? Każdy goni, każdy za czymś innym, jakieś tam cele w życiu postawione chyba u każdego, ale nie wszyscy mogą te cele do końca osiągnąć. Czasami widzimy jak ludzie osiągają swoje cele kosztem podstawowych i tak bardzo ważnych dla nas  wartościami drugiego człowieka:( to klękam!!! Coś mądrego teraz

,,O war­tości człowieka świad­czy lis­ta je­go przy­jaciół, o po­pular­ności – lis­ta je­go wrogów”

Szlak w moim rozumieniu tego słowa to coś krętego, długiego, coś co ma początek i koniec, coś co wyznacza nam cel, natomiast życie to wartości, które odkrywamy z biegiem czasu w każdej dziedzinie życia!!! Ogólne duży by tu pisać…

Szlak życia to nic innego jak poniedziałkowa pielgrzymka z Raten do Einsideln!!! Już kiedyś pisałem, że misja Polska działa w CH i działa super i super będzie działać w co wierze. Tym razem siostra zakonna, która pracuje  w Zug zorganizowała pielgrzymkę do pięknego klasztoru Benedyktynów w Einsideln. Sam klasztor miażdży swoim bogactwem zewnątrz jak i wewnątrz!!! Jeśli chodzi o modlitwę w ciszę to nie ma szans, bo turystów jak mrówek tam zawsze!!! Zachęcam wszystkich przy jakiejś tam okazji to zerknięcia za drzwi klasztoru, albo chociaż przez okno;)!!!

Mała grupka licząca około 20sztuk Polaków żyjących w CH. Każdy uśmiechnięty, każdy wiedział po co idzie, każdy z swoja własną intencją!!! Jak się popatrzyłem na wszystkich gdy wracałem z kontroli trawy skoszonej, czy już do brania:) to patrze,a tam tacy różni ludzi, a wszyscy idą takim samym szlakiem przez życie i to jeszcze z jakim przekonaniem. Wiadomo, że jedni idą ekstremalnym szlakiem, a inni lajtowym, ale wszyscy po to, aby osiągnąć taki sam CEL!!! Największym strzałem jak dla mnie podczas pielgrzymki był Pan S!!! Pan S był już po sześćdziesiątce i miał w plecaku 4butelki wody, czyli 6 litrów w rezerwie! Na pytanie po co Panu tyle wody??? Błyskawiczna odpowiedz!!! A jakby czasami komuś zabraknie to co będzie pił słowa Pana S. Osobiście wstydziłbym się poprosić o łyk wody, ale byli tacy co korzystali z dobrego serca Pana S!!! Zarówno ludzie młodzi wędrowali u boku siostry, ale przewaga starszych.

Doszliśmy do celu, wszyscy zadowoleni poszliśmy przygotować się do mszy świętej. Msza prowadzona przez doktoranta Uniwersytetu w Fryburgu(nie pamiętam jak się nazywał) przy pomocy 8 księży, który pełnią misję w CH i świeżo utworzonego zespołu,,LOLEK” ten kto ma wiedzieć to wie czyja to ksywa, dodam że równy człowiek z niego był:):):) Msza święta przygotowana super i kazanie MEGA!!! Maaa gadane doktorant Maaa!!! Napiszę tylko, że porównywał wiarę do domu i zrobił to na prawdę dobrze, ja osobiście do dzisiaj mam jeszcze troszkę opadniętą szczękę;) Nie jestem jakimś najlepszym katolikiem na świecie w CH też nie, ani na wsi, ale JESTEM i myślę, że jakby się każdy skupił na swojej wieże, chociaż w takim stopniu jak Ja na swojej to byłoby więcej pokoju na świecie i nieporozumień. Problem osobiście widzę w tym, że ludzie zaczynają wierzyć w ,,NIC” a ogromny problem to że każdy ma jakieś inne ,,NIC” i nie wie sam o co chodzi w tym ,,NIC”, już NIC nie piszę bo się grupa zbierze i będę się modlił, aby Mi ,,NIC” nie zrobili:)

Po Mszy piknik na kostce brukowej, koło stojaków na rowery:) Ogólnie dzień na 5+!!!

 

DSC_0003

DSC_0024

 

Pozdrawiam

g

 

ps. jakbym mógł coś krzyknąć na cały świat(szkoda, że JESZCZE nie mogę) to brzmiałoby to tak ,,Ludzie skupcie się na swojej wierze, Ja szanuję waszą, Wy szanujcie moją, a jak nie wierzycie w ,,NIC” to morda w kubeł, bo nam ta wiedza nie potrzebna”

Schilthorn 2*970

Cze!!!
 
tak jak wczoraj pisałem, jak nie będzie laku to coś napisze i chociaż lak jest to poczekać może;)

Schilthorn bardzo popularny szczyt, na którym słynny na cały świat James Bond, gdzieś kiedyś zjechał na nartach. Ten fakt przyciąga tam masę ludzi, a przyciąga tak dosłownie kolejka linowa. Ogólnie jakieś manekin z pistoletem bohatera i kolejki, aby sobie zrobić zdjęcie z kawałkiem plastiku. Nie wiem chyba jestem jakiś inny, ale to dla mnie głupie. Głupie jest inny fakt, a mianowicie, że ludzie wysiadający z kolejki prawie wszyscy w trekingach i to nie byle jakich, myślę że w kolejce się ciulowo chodzi, ale to ich wybór:) Dla mnie nie jest to modne, a dla nich nie wygodne, ale nie o tym mam pisać.
Piz Gloria to restauracja na szczycie samej góry, ale nie tak jak na innych szczytach, dlatego że restauracja obraca się o 360stopni w 55min. Najciekawsze jak dla mnie to było to, że z Schilthorn widać Mont Blanc, o którym kiedyś może na tym blogu napiszę jak Bóg da…
Niedziela parę minut po czwartej budzik dzwoni no to trzeba się podnieść wyłączyć budzik, zjeść śniadanie, zrobić kawę do kubka na drogę i w drogę. 3sztuki w mydelniczce(moje das auto):) w kierunku Murren. Jak zwykle coś nie poszło i wystartowaliśmy z kopyta troszkę niżej Stechelberg 9’10. Z kopyta bo kolega Rafał po długiej przerwie zdecydował wreszcie ruszyć cztery litery w góry. Rafał człowiek maszyna, że tak napiszę, dlatego że przeważnie godzinę szybciej dociera na szczyt!!!

7:00 na szlaku i galopem pierwsza godzina za Rafałem, druga godzina podobna, trzecia godzina podobna jak druga, czwarta godzina podobna jak pierwsze, trzecia i druga, a pół kolejnej godziny nie podobna do niczego bo to było już szczytowanie:) Gość ma coś chyba w d…e;) Szlak czerwony i bardzo bezpieczny jedno co nam utrudniało trekking to śnieg, który jeszcze od 2’500 leży sobie w ilości sporej. A i jeszcze grzało w dekiel chyba z 30stopni było nie wiem dokładnie, ale jak mi z brody lał się pot, a nie kapał to na minusie nie było:) Na szczycie, Azjaci, a jak oni to flesze;) Dużo ich tam było, ale nie tylko oni bo nasi tam tez byli:) Obiad się należał jak chłopu ziemia. Rozbiliśmy się koło restauracji, co wzbudziło zainteresowanie ludzi. Wszyscy zajadają smakołyki w restauracji, a My jak bezdomni kanapka w jednej, marchewka w drugiej ręce, kawa z termosu, batony roztopione. Ogólnie patrzyli na nas jak na dziwaków, nie wiedzieli, że My podobnie na niech:) Po obiedzie jak zaczęliśmy się przygotowywać do zejścia to dopiero patrzyli na nas z pytaniem w oczach ,,Co oni robią” Jak by padło takie pytanie to bym chyba odpowiedział, że …… wiecie co.
Pytanie padło ,,Czy schodzimy” Nie zbiegamy, ktoś tam,że stromo, a My już nic, po prostu nie mają sensu takie rozmowy, dlatego że Po co tym ludziom taka wiedza?!
Przygotowani i zadowoleni z faktu, że szczyt zdobyty zaczęliśmy zbiegać. Tempo nie wiem jakie, ale pierwsze 500m w 15min, a całe zejście w 2godz15min!!! Niedziela jak najbardziej udana zakończona kąpielą w Zurych See:)

DSC_0020

DSCN2050 znacie tego człowieka?

DSC_0063🙂

DSC_0078 z serii radośc

DSC_0080 ten z motorem!!!

DSCN2064 Szwajcar potrafi

DSCN2073

DSC_0086

DSC_0093

Cze!

Pozdrawiam

g.

 

 

Druzberg zdobyty przy pięknej pogodzie!!!

 

a dzisiaj przywitania nie będzie!!!

 

pisałem tydzień temu, że Druzberg 2’282 na kolejny weekend, dlatego że chmury były za nisko, śniegu jeszcze trochuuuu leży, a szlak niebieski i nie było to takie proste jak pięć metrów drutu w kieszeni;) Weekend zapowiadał się słonecznie i już pod koniec tygodnia wiedziałem, że stoję na szczycie i ciesze michę, no i tak było, a micha się jeszcze cieszy po długim weekendzie do którego dopinam poniedziałek. Teraz was zadziwię jak napisze, że 3 dni na szlaku byłem:)

Szlak niebieski – sobota

Szlak czerwony – niedziela

Szlak wszystkich kolorów – poniedziałek, nazwę go tak ooooooo , , Szlak życia”!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dzisiaj napiszę tylko o sobotnim wyjściu, a dwa pozostałe jak nie będzie laku…,

 

 

pierwszy pociąg Kuby z Kuby o 6:10, a od stacji jeszcze godzina do wsi(Weglosen) z której zaczynaliśmy zdobywać Drusberg!!! 7:15 na szlaku i przy tak pięknej pogodzie wreszcie i nareszcie krótkie spodenki, koszulka i buty letnie, beret, cały plecak wody i kremu z dobrym filtrem;) Bardzo ważne w lecie jak dla mnie, to dobre przygotowanie do wyprawy. Pisałem w zimie, że ubierać się i smarować kremem, a w lecie napiszę ,, rozbierać się i smarować kremem” rozbierać się tak, aby krową dzwony z wrażenia nie pospadały;) Troszkę już chodzę po górach, troszkę mam już doświadczenia, troszkę kondycji co przypieczętować mogę niedzielnym wyjściem, ale nie dzisiaj o tym. Bardzo ważne jak dla mnie jest przygotowanie i już piszę jak ono wygląda u mnie, może ktoś jak przeczyta wniesie coś do swojego życia górskiego, bo u mnie to funkcjonuje!!!

Oczywiście, że przygotowuję się dzień wcześniej. Wszystko się dzieję po zaplanowanym szczycie też oczywiście. Pierwsze co robię to wyciągam byty z szafki i odpowiednie do nich skarpetki już wędrują, ale tylko do butów:) i to już już połowa sukcesu:):):) Plecak wędruję na sofie i dno zapełniam ZAWSZE nawet jak jest 35stopni szalik, czapka, opaska, kurtka, koszulka. Podstawa to woda w bidonie litr1, oraz teraz w lecie woda w plecaku litr0,5. Przeważnie mieszam wodę z witaminkami, aby coś tam się działo w organizmie, bo co to za przyjemność wypić i wysikać bez działania;) Zawsze owoc, przeważnie jabłko x2, banan x2 i kiwi x1. Nauczyłem się ostatnio marchewkę zabierać, dlatego że jak gubię szlak to jem i wzrok sokoli, a marchewkę bo brokuła się rozwala:) Kanpy przeważnie x5, kawa do termosu, a w zimie jeszcze herbata. Pojemnik słodyczy jest też. Dużo więcej nic nie zabieram bo nie ma potrzeby, a jak potrzeba jest to na sępa. Troszkę gorzej na sępa jak sam jestem. Sęp to super ptak, ale szybko umiera i dlatego lepiej mieć jak sępić!!! To, że koszulka termoaktywna i okulary przeciwsłoneczne itp to chyba każdy wie, ale tak dla wyjaśnienia postaram się napisać w następnym poście coś o tym.

jak już wcześniej pisałem 7:15 na szlaku. 5 minut wcześnie z tego samego parkingu wyruszyło 3 panów uzbrojonych w czekany, harpuny itp. W momencie(po 20min) jak galopem ich wyprzedzaliśmy, zapytaliśmy gdzie wychodzą??? Okazało się, że idą na szczyt na którym prawie stanęliśmy dwa tygodnie temu z faktu pomylenia szlaku. Szybki treking na niebieskim szlaku i słonce, które nas nie oszczędzało. Ale My z Polski idziemy twardo:):):) Weglosen leży prawie na 1’000m, czyli do pokonania około 1’300 niby nic, a 4 godziny to nas kosztowało. Szlak niebieski, to wiadomo, że jakieś drabinki, jakieś linki, i jakieś trudności tam już są. Od 2’000 śnieg i strasznie stromo, a jak ktoś nie wie to wbijanie butów w śnieg zabiera też czas! Bardzo pozytywna sobota na szlaku w kierunku Druzberg!!! Na szczycie oczywiście dwa słowa w księgę gości, 7fotek dwie sweet:) obiad i do chałupy, bo niedziela słoneczna, a budziki na 4 nastawione już:):):)

mam dla was kilka zdjęć!!!

 

DSC_0016

DSC_0037

DSC_0040

DSC_0078 z cyklu na głowie!!!

DSC_0083

DSC_0097

DSC_0124

DSC_0151

DSC_0166

DSC_0172

 

powitania nie było to i pożegnania też nie będzie

g.

 

Weekendowo w Alpach!!! Drusberg 2’282 i Uri-Rotstock 2’928

Guten Abend;)

 

siedzę i gapie w monitor, a on we mnie, Maleńczuk śpiewa, że ona by chciała do trójkąta , a ja nie wiem jak zacząć:( teraz nie wiem co zrobić w tak złożonej sytuacji, idę zobaczyć na balkon, czy Pilatus jeszcze stoi i może mnie olśni to coś napiszę dzisiaj… (Pilatus 2’120 to szczyt na którym się czujesz jak  w CHINACH, lub sesji zdjęciowej, bo 90% ich tam zazwyczaj, a 89,9% cyka foty)

S

T

O

I

Nie wiem, czy tam jakaś burza jest, czy tam jeszcze są…:)

Kuba z Kuby miał urodziny i on wybierał szczyty, plany były troszkę inne, ale spontaniczne podniesienie poprzeczki przy niedzielnym wyjściu o 1000m, głupie nie było. Weekend jak dla mnie zaczyna się w sobotę wcześnie rano, ale tym razem tak nie było, bo na szlaku dopiero o 8:00:( Nie wiem, dlaczego ale lubię zaczynać trekking wcześnie rano, może dlatego że zawsze przeważnie jakieś ścieżki prowadzą przez las, a tam pachnie MEGA i tak super woda kapie z drzew!!! Zakończenie weekendu to chyba jak dla wszystkich w niedziele, ale nie dla wszystkich w momencie kiedy zejdą z szlaku. Bawi mnie to za każdym wyjście coraz bardziej i nie wiem, czy to normalne???  Za chwile napiszę post o tym jak leże w szpitalu, dlatego że znajomi mi złamali nogę, po to abym z nimi spędził weekend gdzieś na dole;) Drusberg 2’282, napiszę coś więcej po weekendzie, dlatego że ktoś tam pomylił szlak i na szczycie nie dotarliśmy, ale mniej więcej(mniej) byliśmy na podobnej wysokości, byliśmy to znaczy Kuba z Kuby i dwie dziewczyny Aga i Kasia. Wszyscy zdeklarowali się, że powrócą, aby zdobyć Drusberg!!!

Niedziela 5:20 pobudka i w drogę. Tym razem pomyliliśmy drogę i na szlaku dopiero o 7:15 sztuk 4 !!! Dzień piękny, szlak mokry i jak zwykle zaczynający się w lesie. Jakoś czasami się zdarza, że maszeruje pierwszy i tępo zależy ode mnie:) Czułem się strasznie na siłach i nie popuszczałem pierwsze półtora godziny!!! Zapieprzali za mną, aż kurz z tego mokrego szlaku był na butach byŁ:):):) Wiem, że czytacie ten post i tempo takie narzucam, dlatego że nie chce stać w miejscu tylko wychodzić coraz wyżej i coraz pewniej się czuć na szlaku. Sami możecie powiedzieć że, na 2tyśiaki to można spacerować, ale już na 3tysiaki trzeba IŚĆ, a ja chce w przyszłym roku zdobywać 4tyś i  chce to robić w ciągu jednego dnia, ale kiedyś o tym napiszę;) Uri-Rotstock wyglądał groźnie jak to ten szczyt, który widzieliśmy na starcie. Kuba z Kuby miał urodziny, a My mieliśmy dodatkowe kilogramy w plecaku, dziewczyny mu kupiły 10kg bułki tartej i prawie na szczyt wytargały. Bułka tarta, dlatego że Kuba z Kuby lubi kalafiora:) Dobra coś może na temat:) 12godzin trekkingu nas to kosztowało i na szczycie nie stanieliśmy MAĆ:( Szlak czysty tak do 1,900m, potem topiący się śnieg, który utrudnia trekking bez odpowiedniego sprzętu. Nie wiem jak to jest do końca z graniami, były raczej czyste już, ale jak więcej pochodzę to coś napiszę. Wszystko już wyżej wygląda troszkę inaczej i jakieś tam zdjęcia mam. Nie zdobyliśmy szczyty, dlatego że chmura sobie tam usiadła i siedziała. Doszliśmy na 2’800 i widoczność metr w przód i metr dwadzieścia w tył:( Próbowałem mimo wszystko tam wejść, ale w pewnym momencie po kolanach w śniegu z tak mała widocznością chyba strach mi podpowiedział, którędy droga do domu. Była przygoda jeszcze, jak przy każdym wyjściu, ale była inna bo na wagę życia, ale udało nam się jakoś z Kubą z Kuby zejść. Napiszę tylko, że lekko się wspinaliśmy bez zabezpieczeń, a jak bez zabezpieczeń to była sytuacja, że Kuba z Kuby siedział mi na głowie. Kuba jak znajdziesz chwile to możesz jakiś komentarz na ten temat napisać, albo post nawet.   Weekend jak najbardziej udany, a kolejny zapowiada się podobnie bo słońce ma być:)

DSC_0026

DSC_0058    Uri-Rotstock

DSC_0064

DSC_0078

DSC_0096

DSC_0107

DSC_0126

DSC_0034 i szlak jakiś taki inny bo niebieski:)

 

Pozdrawiam

g.