Stokiem narciarskim na Titlis 3’238 m

Cze,

dawno nie pisałem, a nie bo piękna wiosna tej wiosny w CH. Jakiś tam motur mam i troszkę jeżdżę, troszkę więcej pracuję, bo kasy na przewodnika trza itp. Dzieje się tak, że w tygodniu super piękne słońce, a na weekendach leje mać! Nie lało tak kiedyś tam i wybraliśmy się do Engelbergu, aby zdobyć Titlis, który odwiedza codziennie masa rasy skośnej. Ja, dziewczyna MA i Kuba z Kuby we własnej osobie. Wyruszyliśmy bardzo późno z chałupy, bo Kuba bla bla bla i 8.00, już nie będę kapował;) Na 9.00 w Engelbergu przy kolejce i tam zakupiliśmy bilety na Trübsee 1’764 m za całe 21fr, niektórzy mieli Halbtax to płacili połowę. Halbtax roczny kosztuję 180fr i praktycznie wszystkie środki komunikacji miejskiej, kolejki górskie, statki płacisz pół. Koło 10.00 zaczęliśmy maszerować stokiem narciarskim. Raki na butach, bo daleko byśmy nie doszli. Już po 30 min uświadomiłem sobie, że stok narciarski służy do zjazdy na nartach, a nie do maszerowania i to jeszcze w górę. Bardzo szybko odczuły to nogi, ale 3 godziny jakoś daliśmy rade. Ludzie patrzyli na nas troszkę dziwnie, tak jak My na nich;) Na 2,700 krótka pauza, związaliśmy się liną, bo stok narciarski był dalej, ale zrobiony przez narciarzy, a nie przez ratrak. Drapałem się tam w lecie i nie było tak biało:) Morena boczna Titlisgletscher jest bardzo niebezpieczna, a jak warstwa tam śniegu, to kogo to interesuje jak związany jesteś:) Po 3 godzinach byliśmy na wysokość 3tys i parę metrów jeszcze, a stok narciarski prowadził tylko w bok. Ostatnie 200 m wysokości zajęło nam około 2 godzin, bo mnie pokonała wysokość. 10m i przerwa, 10m i przerwa, 10m i przerwa, jakby to nie był pierwszy 3tysięcznik mojej dziewczyny to bym zawrócił, ale pokonałem siebie i wysokość też!!! Kubę z Kuby już szybciej rozłożyła wysokość, bo kondycji na takie wyjście mieliśmy dość. Ogólnie niedziela bardzo udana, oczywiście zakończyła się Mszą Świętą!

zdjęcia tylko z telefonów, bo obiektyw licytuję;)

Pozdrawiam

g.

Lany poniedziałek za Pilatusem…

Cze ludziska,

święta święta i po świętach… u Was też taka kolejność była? Mogę napisać nawet, że u mnie święto w święcie bo Kuba wybrał się w góry. Nie wiem, czy pisałem, że w ubiegłym roku, a dokładnie miesiącu sierpniu Kuba z Kuby zagościł na Elbrusie, no i od Elbrusa bardzo ciężko mu się zmobilizować i dlatego nadałem mu nowe imię Paźźź. Bardzo lubi, jak się go woła Paziu i od razy pyta co przynieść;) Poniedziałek lany, ale prognozy mówiły, że słonce ma świecić i tak też było. Paź zmotywowany, to się długo nie zastanawiałem gdzie pójdziemy. Z dupy strony Pilatusa sporo do zrobienia. Start z Luthermatt dość późno, bo o 9.00. Kolega Paź zaczął bardzo mocno w kierunku Mittaggüpfi i już po 20 min zniknął gdzieś w lesie. Po kolejnych 20 krótka przerwa, aby założyć stuptuty. Paź jeszcze dychał jak dotarłem do niego;) Świeży śnieg w cm 20 który spadł w niedziele utrudniał nam maszerowanie. Mittaggüpfi w prawo i tu zaczął się śnieg po kolana, a potem nawet po pas! mam na to dowody. Paź z hamulcem w ręku, a ja tylko coś tam na buty nałożyłem bo przemieszczaliśmy się w dość stromym terenie i robiliśmy mini trawersy;) Pochodziliśmy troszkę, ale na szczycie żadnym nie staliśmy. Zmieniło się jakoś u mnie całkiem nastawienie, a mianowicie na szczytach chciałbym bardzo stać tylko dwóch, a łaził będę i to nie muszą być koniecznie szczyty. Pochodziliśmy 5h bylismy na Felli 1’700 tylko, ale wzbogaciliśmy się o bardzo cenną wiedzę i wiemy na co chcemy wyjść z dupy strony Pilatusa. Wiem i Paź też wie, gdzie jest Mittaggüpfi, Tomlishorn, Tripoli i Gfellen, plan jest nawet połączyć to z Pilatusem oraz namiotem. Weekend z dupu strony Pilatusa jak śnieg się stopi się;) Jak bym miał podsumować lany poniedziałek w jednym słowie to ,,SŁONECZNIE”.

Uzdrawiam

g.

Wielki piątek za Pilatusem…

Cze,

dawno nie pisałem, bo w Alpach deszcz, śnieg i lawiny też. Zima tej wiosny długo się 3ma, ale prognozy zapowiadają się dobrze na kolejne tygodnie i to mnie bardzo cieszy, bo już najwyższy czas gdzieś wyjść i coś zobaczyć. Ciekawostka jest w ostatnim zdaniu taka, że w dosłownym tłumaczeniu na język niemiecki  ,,najwyższy czas” czyli HOCHZEIT to wesele;) Wielki piątek w CH ustawowo wolny i pogodę zapowiadali w kratkę, to ruszyłem gdzieś za Pilatusa, bo ktoś mówił kiedyś, że szczyt, który nazywa się Mittaggüpfi warty jest odwiedzenia. Dojechałem do Luthermatt i powędrowałem w kierunku dupy strony Pilatusa. Tak strasznie Mi się już tęskniło za górami, że sam się do siebie uśmiechałem i cieszyłem miche,  taka wewnętrzna radość, że idę pod górę! Śnieg jeszcze na 1’200 leży, ale długo już tam nie zagości,  podobnie wygląda sprawa na 2tysiacach. Wędrowałem jakiś taki szczęśliwy i w oddali widziałem dwa ciekawe szczyty, postanowiłem podejść pod jeden z nich, a potem spróbować gdzieś się wygramolić. Ponad 2h maszerowałem, a zegarek pokazał, że to 5km i jeszcze kawałek, ale śnieg się zapadał, kondycji zero…bo skąd? Nie chodzę nawet na Tenisa Stołowego, bo mam łokieć tenisisty i nie wiem czy się chwaliłem, ale udało nam się awansować do I ligi, niby powód do radości, ale mnie to nie cieszy, bo rok gry mam z głowy MAĆ! No i jak się już tam zatoczyłem,  to założyłem pomoce na buty, kij na plecak, hamulec do ręki i do góry. Postanowiłem, że sam wyznaczę szlak na szczyt, którego nawet nazwy nie znałem, ale czy ważna jest nazwa. Super przygoda, duża dawka adrenaliny, bo śnieg jechał i często musiałem hamować, raz nawet tak jechałem, że rozciąłem spodnie i nogę, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało w dalszym wspinaniu. Bardzo fajny teren do wędrowania, wspinania. Napiszę coś więcej o tym terenie, jak go przejdę wzdłuż i wszerz. Jak będzie taka pogoda jak motywacja, to kawałek przejdę i  za chwilę wszystko tu napiszę. Tymczasem życzę wszystkim spokojnych, prawdziwych świąt Wielkanocnych! Udało Mi się zrobić parę zdjęć,ale tylko telefonem, bo na obiektyw mnie nie stać jak na razie.

Pozdrawiam

g.