Breithorn 4164 m

Cze,

chyba się rozpędziłem z pisaniem. Mam chwilę, to dlaczego jej nie poświęcić na pisanie…

Breithorn to szczyt, o którym już dawno myślałem, koło któregom przechodziłem i ogólnie gdzieś tam wyjście na Breithorna było w planach. Plan był, ale nie ma kogo na line zapiąć, a sam na lodowcu to pękam, bo wiem jakie mogą być tego konsekwecje. Po powrocie we wtorek z wyprawy na Dom, musiałem czwartek i piatek pracować, ale weekend wolny i stało się tak, że moja Żonka też:):):) Raczej weekendy aktywnie spędzamy jak mamy wolne razem, w sensie, że ja wszystkie a Żona jeden lub dwa  w miesiącu, bo taki plan pracy ma pielengniarka w Szwajcarii. Plan na sobotę to Vallis i Breithorn, przejazd do Argentiere i nocleg na campingu. Niedziela do Chamonix i kolejką Aiguille du Midi, bo Żona Blanca nie widziała. Start do Vallis 3;00 tak, aby zdązyć na pierwszą kolejką w kierunku Kleine Matterhorn, bo plan na Breithorna był z kolejki. Wyjście z zejściem zajęło nam tyle, co podróż autem z okolic Zurichu do Täsch. Ze stacji Kleine Matterhorn 3883 m wszystko widać jak na dłoni, a jak będzie mgła po polecam iść za jedną z pielgrzymek, które tam chodzą. Mega dużo ludzi, brakowało mi tam tylko jeszcze Mietka w sandałach i z reklamówką z Biedronki. Ogólnie bardzo dużo kombinacji alpejskich tam widziałem: 5-7-10 ludzi na jednej linie,  w odstępach 2-5-10 a nawet 20 metrów. Może to i łatwa góra, i ja jako Ogrodnik z dyplomem mam prawo wszędzie przesadzać, ale tam to przesadzali jak chcieli. W spodenkach, bez koszulki itp. Miałem wrażenie, że oni tam przyszli po zdjęcie na feceboka. Jeszcze jakby było tego mało, przy schodzeniu jakiś starszy Niemiec w butach typu Jack Wolsking,  model letni, bez raków i kurtka „kościołowa”.  Pyta mnie, jak dojść do góry Monte Rosa…myślałem, że to sen, ale jego żona w kosciołowym stroju uświadomiła mnie, że jednak to nie sen.

Breithorn z kolejki Kleine Matterhorn to 2h. Zejście 1;15 h. Koszt kolejki 110 franków. Bardzo piękna panorama i tyle napiszę o tym szczycie. Z Aiguille du Midi zdjecia bedą tylko, bo nie ma sensu pisać jak Azjaci biegną do kolejki.

Bądzcie pozdrowieni

Dom 4545 m – Rimpfischhorn 4199m – Allalinhorn – 4027 m

Cze,

jakoś już tak się to przyjęło, że raz do roku planujemy z kolegą, który pochodzi miasta Krakowa wyjścia na szczyty, które nie należą do najłatwiejszych. Wiadomo, że dla jednych łatwe, ale dla nas wystarczająco trudne. Zawsze towarzyszy nam przewodnik.  Albo to my jemu 🙂 i tu napiszę dwa zdania. Przewodnik tego roku u nas się zmienił, dlatego że nasz weteran trochę olewał sprawę…Olewanie spraw zostawiam na zawsze i postaram się ładnie przedstawić nowego przewodnika, który jest super. Andrzej Sokołowski http://pspw.pl/znajdz-przewodnika/andrzej-sokolowski/. Andrzej nie ma może tyle doświadczenia, co weteran, ale wie co robi, a robi to dobrze,  a o to przecież chodzi. Jak dla mnie tak właśnie powinien działać przewodnik IVBV, a jak chcecie się przekonać, jak działa, to powyżej jest link z jego namiarami. To temat przewodnika też już kończę. Jak wczoraj nie potrafiłem skleić dwóch zdań, tak myślę, że dzisiaj post będzie mega długi chyba…

Spotknie na szczycie w Saas Grund 27.07.18 w Hotelu Heino, bardzo miło i schludnie oczywiście polecam, bo cena spoczko – 100fr za 3 osoby. Plan na 28.07.18 był taki, że zaczynamy się aklimatyzować. Rano przejazd do Saas Fee 1800 m i kolejka Alpina Exspres na Felskinna 3000 m, następnie kolejka zwana ,,Kret” na Mittelallalin 3500 m. Koszt takiej imprezy het i nazad 72 franki. Na Mittelallalin ubraliśmy raki, czekany za plecak i ognia na Allalinhorna. Allalinhorn to sentymentalna góra dla mnie dlatego, że tam postanowiłem oświadczyć się kobiecie mojego życia i już nawet dwa lata po ślubie mamy. Spokojnie, bez stresu po dwóch godzinach byliśmy na szczycie, a bez stresu, bo pogoda była piękna i po co się spieszyć jak słonce świeci. Allalin to jeden z najłatwiejszych 4tysieczników w Alpach i było widać to na szczycie, w sensie, że mnóstwo ludzi nie napisze ile, bo nie potrafię do tylu nawet liczyć. Na szczycie 20 minut i do dołu na Mittelallalin. Następnie udaliśmy się Kretem na Felskinna skąd ruszyliśmy do schroniska. Około 1h Britannia Hütte 3030 m. Schronisko bardzo łatwo dostępne i dlatego przepełnione turystami, ogólnie tłok jak szlag. Na drugi dzień naszej aklimatyzacji zaplanowany był Rimpfischhorn. Nigdy nie słyszałem o tej górze i nawet jakoś nie sprawdzałem, z czym to się je. Śniadanie o 03;00, a po śniadaniu start. Napiszę tak – trzeba dymać lodowcami 4;30h, aby dość do grani, z której można się wspiąć na Rimpfischhorna. Na grani było więcej chętnych na atak szczytowy, ale nie wszyscy się decydowali na wejście. Kolega z Krakowa rzucił hasło, że nie chce się wykończyć w drugi dzień i odpuszcza. I to wcale nie oznacza, że ktoś odpuszcza przed szczytem, bo jest słaby, oznacza to nic innego jak super ocenę swoich sił i doświadczenia. Kolega jeszcze po zdobyciu Domu polazł na Weisshorna. Za taką decyzję to szacun! Około godziny mocnej wspinaczki w lodzie i skale zajęło nam jeszcze dojście na szczyt. Tak trudnej drogi jeszcze nigdy nie robiłem. Było to dla mnie coś nowego i na szczycie cieszyłem się jak małe dziecko. Po spalonej fajce zaczęliśmy schodzić,  wtedy właśnie sobie uświadomiłem, jak daleko jeszcze do schroniska…a potem do kolejki jeszcze. Plan był, że zjeżdżamy do Saas Fee, przejeżdżamy do Randy tam nocleg, a kolejnego dnia do Dom Huette 2940 m. Wszystko poszło oczywiście zgodnie z planem, przede wszystkim dzięki pięknej pogodzie, może nawet aż za pięknej, bo to nic przyjemnego, jak jesteś na lodowcu cały dzień a tu 35 stopni. Nawet napiszę, że nas ta piękna pogoda trochę męczyła. Spoko jak jest pogoda, ale jak są upały to już mniej spoko.

Po dwóch dniach aklimatyzacji spaliśmy na dole w Randzie jak małe dzieci. Jak już pisałem plan na dzień kolejny, to przejście do schroniska Dom. Start z Randa w kierunku najdłuższego zawieszanego mostu na świecie, czyli ma gdzieś 494 m, czyli można po drodze na moście dwie fajki spalić i jest się na drugiej stronie. Szlak do schroniska Dom jest oznakowywany dobrze, tylko szkoda, że trochę wyżej, a nie zaraz za mostem. Trójka naszych rodaków poszła przed mostem w górę z myślą, że tam jest schronisko Dom. ALE jak się idzie na czuja, to się za to płaci sporo wysiłku:) w sensie, że jak dotarli do schroniska, to pierwsze pytanie było, gdzie jest woda?:):):) Jeden z nich już nawet przestał mówić i miał coś z oczami. Ogólnie chłopaki przyszli na camping i wyglądali, jakby wystartowali pieszo z Polski. Uważam, ze spoko, że tak ambitny plan wyprawa w Alpy, ale oni chyba w ogóle nie ocenili swoich sił. Co to za przyjemność iść cały czas w stresie, a na szczycie nie wiesz, o co chodzi, bo jesteś tak wypompowany. Nie jestem jakimś znawcą sprzętu i w ogóle, ale już po linie było widać, że chyba nie wiedzą, gdzie do końca idą. Na pewno wyszli na szczyt, zeszli cali i zdrowi, na pewno będzie piękna historia o tym wejściu, ale wyglądało, to jak wyglądało…nie mnie to oceniać. Jak słyszę, że ktoś tam spadł, albo jakaś katastrofa w górach, to jakoś mnie to w ogóle nie rusza. Kolejny raz widziałem na własne oczy, jak nie powinno to wyglądać. Dobra koniec. Najlepiej kierować się na schronisko Europahuette i tam uzupełnić płyny. Dalej wszystko oznaczone czarne na zielonym. Od mostu do Europahuette jakieś 30 min. Ogólnie z Randy do schroniska Dom 4;30 h, chyba że ci się auto zepsuje i chcesz zdążyć na kolację to 1:50h (i tu pozdrowienia dla Andrzeja;)) W schronisku Dom już dużo mniej ludzi, bo kolejka tam nie jedzie no i Dom nie należy do najłatwiejszych 4tysieczników w Alpach szwajcarskich. To on jest tak naprawdę dachem Szwajcarii, w sensie, że to najwyższy szczyt Szwajcarii, który znajduje się cały na terenie tego kraju. Śniadanie na 03;00 i po śniadaniu start. Przy schronisku szlakowzkaz DOM 6h i tak też było w naszym wykonaniu. Nie robiliśmy drogi klasycznej, bo na grani Festigratt było dość śniegu, aby ją pokonać. Nie był to może łatwiejszy wariant, ale my tam nie byliśmy po to, aby iść na łatwiznę. Koło godziny 10 byliśmy na szycie. Ogólnie trasa piękna i widzisz cały czas po prawej Matterhorna. Jak miałbym napisać jedno zdanie na temat góry Dom 4545 m to, napiszę, że zajebiście. Najpiękniejsza góra, na jakiej udało mi się zapalić fajkę:) Nie można tego ubrać w słowa, zdjęcia też tego nie oddają, ale oczywiście jakieś zamieszczę. Po zdobyciu szczytu plan był na nocleg w schronisku.  Zejść z 4545m na 1500 to spory kawałek jest. Zejście zajęło nam koło 4 godzin i w schronisku byliśmy koło godziny 14;30. Koło schroniska nasz plan noclegu się zmienił, bo auto przewodnika było naprawione w Visp, a kolejny dzień święto narodowe Szwajcarii i trzeba, był jeszcze zejść i odebrać auto. Nowy plan działał dobrze w sensie, że od Europahutte zaczęliśmy, biec i nawet spoko nam to szło. Udało się odebrać auto, nawet udało mi się dojechać do domu 3,5 h. Przyznaję, że jak dotarłem do chałupy, to jak ktoś by mnie się zapytał jak mam na imię, to nie wiem, czy bym wiedział. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Chłopaki po dwóch dniach stali jeszcze na szczycie Weisshorna i to przeżywałem bardzo, że mnie tam z nimi nie było:(:(:( czuję, że nie ma w tym poście składu ani ładu, ale jak ktoś się pogubił w tym wszystkim to, dodam na koniec, że chodzi o górę, która się nazywa DOM. aaaaaaaa a no i jak pisałem, w ostatnim poście, że jakoś dupy nie urywa mi ostatnio to, Rimpfischhorn i Dom urwał mi kawałek!

Bądźcie pozdrowieni i rzucie okiem na zdjęcia.

(Autor zdjęć: Anrdzej Sokołowski)

 

 

 

 

 

Via Ferrata Hexensteig czyli Wejście/Ścieżka czarownicy…………………,

Cze,

to tak już jest, jak długo nie piszę, to nie wiem jak zacząć, jak nie wiem jak zacząć, to tracę motywacje do pisania. Coś czuję w kościach, że ciężko będzie mi cokolwiek napisać, cóż, będzie co będzie…

Ogólnie coś tam działem górsko, ale bardziej na terenie Prealp.  Po Alpach teraz tylko jeżdżę motorem, bo jestem przed egzaminem na kategorię A i szlifuję praktykę na alpejskich krętych drogach. Czy to wystarczy, aby zdać w Szwajcarii egzamin, to już się okaże na dniach. Ogólnie dużo się dzieje i bardzo dużo materiału w głowie na temat Szwajcarii itp.

Mam nadzieję, że uda Mi się zorganizować więcej czasu i cos tam napiszę, tymczasem przechodzę do tematu żelaznej drogi, której nazwa brzmi, jak brzmi. O!

Hexensteig – na moje tłumaczenie to wejście czarownicy, a ambitniejszych odsyłam do słownika języka niemieckiego to, że CZAROWNICY to jestem pewien, bo nawet ją tam widziałem.

Kanton Uri, to właśnie tam trzeba się udać, aby móc się zmierzyć z wejściem czarownicy i jak podają internety, to poziom trudny:).

Silenen to wpisujemy w nawigację i już w samej wsi szukamy wieży kościoła. Stamtąd tam już 3 metry do kolejki, która jedzie w kierunku Chilcherbergen. Wieży kościelnej szukamy oczywiście ze względu na darmowy parking. Lokalni chodzą pieszo do kościoła, widziałem to na własne oczy. To też była dla mnie atrakcja: ludzie, którzy szli do kościoła, bo raczej więcej chodzi w niedziele do bankomatu albo na stacje paliw. Kolejka zbudowana w 1974 roku i na mnie zrobiła większe wrażenie niż ferrata, ale wszystko na zdjęciach będzie czarne na zielonym. Ach, bym zapomniał, że to może nie najnowsza kolejka w Alpach Szwajcarskich, ale tańsza od najdroższej- uwaga! o 188 franków, czyli 12 franków het i nazad. Po wyjściu z kolejki udajemy się szlakiem lekko na lewo, czyli start tak jakby z dachu kolejki. Cały czas w górę, jak szlak prowadzi i po godzinie mocnego trekingu i możemy rozpoczynać ferratę. To była pierwsza żelazna droga, którą trzeba było wjechać, a nie wejść, oczywiście tyrolka była przygotowana. Teraz wypada napisać, że polecam, bardzo fajna trasa z dużą ilością drewna no i ta czarownica, którą spotkałem. Jak miałbym tam iść jeszcze raz to tylko dla niej no i oczywiście przejazd kolejkę bezcenny. Kurcze, wiecie to tak, że czym więcej chodzisz, to jakoś dupy, to wszystko nie urywa tak jak kiedyś. No w sensie, że ja się czuję super w górach za każdym razem, ale sam nie wiem.

Nie wiem jak, to się stało, ale udało Mi się coś napisać, jutro kolejny post i dalej rok przerwy…

„Gość w dom, Bóg w dom”, czyli kolejny post o takiej górze, która się nazywa DOM 4545m i całej przygodzie podczas aklimatyzacji.

Bądźcie Pozdrowieni i zapraszam na zdjęcia: