Skitour – Rütistein 2’025 m

cZe,

piszę, bo tak mi szybko dzisiaj poszło, a że mnie troszkę jeszcze adrenalina 3ma to i może będzie dobry post. Tak na świeżo, na pewno będzie dobry post;) Motywacja wraca coraz bardziej. To chyba dlatego że kondycja coraz lepsza, albo jakieś mniejsze cele sobie stawiam. Skitoury mają wielki plus, że zjazd trwa zazwyczaj szybko i odpada czas stawiania kroków do dołu, a czas stawiania kroków do góry jest krótszy dlatego, że kroki są dużo wieksze, jak w butach/rakietach śnieżnych. To moja teoria, może to Mi się tyko wydaję, ale w każdym bądź razie, jakoś gładko to idzie na nartach. Moje narty to model wojenny . Dzisiejsza technologia to narty z badzo lekkimi wiązaniami TLT, nazywanymi zazwyczaj ,,Dynafit”, (Tour Light Tech) uwaga 1! które ważą 600 gram- oba wiązania. Do tego narty z carbonu i pewnie z 2kg będzie to wszystko razem ważyło, tak więc to musi iśc jak po maśle,  innej opcji nie ma, ale o tym post kiedys też będzie, bo jak na razie to poluję na sprzęt i używam starszego, a jak na razie działa. Piszę coś o wyjściu, bo nie będę ściemniał o sprzęcie wojennym.

W planach był Drusberg 2’282 m, ale w praniu wyszło, że znalazłem się na Rütistein 2’o25m. Te dwie góry to sąsiadki, ale na nartach to nawet Ueli Steck nie jest w stanie z jedniej na drugą przejść:) Oba szczyty leżą w kantonie Szchwyz. Najpostsza opcja na start (uwaga nr. 3), to darmowy parking koło kolejki linowej na Hoch Ybrig. Polecam parkować na samym końcu parkingu dlatego, że tam się zaczyna start. Kolejka  Hoch Ybrig, a wieś się zwie Weglosen 1’092 m i na chłopski rozum, to mogę wytłumaczyć jak najłatwiej znaleźć parking. Dojeżdzamy do wsi Wegloen i jak się droga skończy, to zostawiamy auto;) Tam jest napisane, że parking darmowy tylko dla ludzi, którzy korzystaja z kolejki. Ja np. pamiętam, że kiedyś z niej korzystałem, a byłem nie swoim autem:) tak więc zdecydowałem, że mam dzień zaległy na parkingu. Dalej piszę pierdoły, ale jak post ma być chyba, może, albo co najmniej fajny, to nie może mieć dwóch zdań CHYBA…

Startujemy stokiem, ale po 400 m schodzimy na lewo i kierujemy się na Druesberghütte (schronisko). Trasa prowadzi głównie drogą i zgubić się tam nie można. Od schroniska ruszamy na prawo, tak jak wskazuję niebieski szlakowskaz. Po 30 min pierwszy znak zapytania – prawo czy lewo, ja zdecydowałem, że zrobię pauzę, ale byłem bardziej przekonany do strony lewej, bo ktoś tam polazł. Na prawo wygladało to bardziej poważnie. Ostatnie moje wyjścia to jedna wielka pauza, w sensie, że jak dochodziłem do szczytu, to już nic do jedziena nie miałem, a biorę sporo. Ale teraz to jem jeszcze przy pisaniu tego posta. Nie wiem czy w to uwierzą moi przyjeciele, ale nawet czekolada jest nieruszona w plecaku fakt, że ma 85% cacao, ale na diecie jestem:) Pauza trwała 5 min, dlatego, że byłem jakoś dziwinie podjarany, że jestem tam gdzie jestem i robię to co robię! Ludzi tylko sztuk 2 i to znaczniej wyżej, sporo świeżego śniegu i ten spokój, którego nie potrafię wam opisać. Takie sytuacje ładują mi tak strasznie baterie, że klękajcie narody…:) to tak, jak byś dostał pierwszego lizaka w życiu. Może to wbrew wszystkiemu iśc pod góre i ładować baterie, ale na kanapie nie potrafię. Dobra wiem, poszedłem w lewo jak 2sztuki, które cały czas widziałem. Trasa dość wydeptana, tak więc nie musiałem się skupiać gdzie iść, ale to nie jakaś wielka góra i można tam iść na zdrowy rozum. Po godzinie wszedłem na grań szczytową i odsłoniła się druga strona medalu, ale to już na zdjęciach. Na grani słońce tak dawało, że aż miło. Na szczycie 2 sztuki, które widziałem cały czas przede mną, szykowaly się do zjazdu i po chwili zostałem sam. Nie wiem, czy mnie słońce za mocno przegrzało, czy się  woda zagotowała w akumulatorach, ale cieszyłem się jak małe dziecko. Wpisałęm się w księgę gości.  Oczywiście napisałem, że pozdrowienia od Polsków i adres bloga, któego właśnie piszę. Z takich największych ciekawostek na szczycie, to naostrzyłem Szwajcara ołowek. Niech mają chociaż raz profesjonalnie naostrzony:)

Zjazd mega spoko, bo sporo swieżego sniegu i chyba pomału zaczynam łapać o co cho… Jeden fikołek, ale to przeż własna głupotę, a tak to zabawa na 102. Czas wyjścia od parkingu na szczyt 2:20, ale kroku nie zwalniałem. Jak ktoś chce iśc na Druzberg, to w tym miejscu co robiłem pauze  – na prawo:):):)

Polecam dla początkujących skitourowców i na rakietach też tam musi być spoko, zresztą sami oceńcie po zdjeciach kropka.

 

 

Pozdrawiam

g

Tourenski Bonistock 2’170

czE,

śniegu napadało to trzeba korzystać. Nie czuję się mocno na skiturach, dlatego chodzę zazwyczaj tam gdzie jest opcja zjechania po ubitym śniegu. Plan na Bonistock był już dawno, a narodził się jak szlifowałem swoje umiejętności narciarskie na Melchsee Frutt.

Prognozy super, to kierunek  Stöckalp 1’075 m. Ludzie jechali ze mną, ale oni wybrali sanki i bardzo byli zadowoleni z tras saneczkowych. Karnet dniowy 37franoli+wypożyczenie sanek 18franoli i zabawa jak szlag na cały dzień.

Startowałem przy wyciagu krzesełkowym, jakieś 13m i po prawej wchodzimy w las, a tam wszystko wiadome;)  Wiadomo tyle, o ile ma się troszkę orjętacji, gdzie szczyt. U mnie to słabo wygląda, ale jak na razie moje intuicja mnie nie zawodzi. Pierwszy etap w większości na stoku saneczkowym. Bettenalp 1’770 i orczyk na Bonistock omijamy prawą stroną. Tam się zaczyna bardzo panoramiczna trasa na szczyt. Panoramiczna jak panoramiczna, ale nie było tam ludzi i taki spokój, że się do śniegu usmiechałem. Całe wyjście zajęło mi z 4 godziny. Bardzo fajna tura, którą  polecam ludziom zaczynającym ze skitourami.

Mam też 3 zdjęcia z telefonu, bo jestem trochę leniwy i nie zabieram aparatu.

 

Pozdrawiam

g.