Ski Touren Rossstock 2’462

cze,

coś pisałem w ostatnim poście, że będę pisał dalej o ski-tourach.  Tak w ogóle zawsze piszę w ostatnich postach, że będę coś pisał, ale wiecie – jak bym nie pisał w ostatnim poście, że będę pisał, to tego zdania by nie było, a ja bym się zastanawiał jak zacząć ten o to post;) Aczkolwiek teraz dwa tygodnie w domu siedziałem, bo pogoda do duszy i nie mam za bardzo o czym pisać, ale w trosce o czytelników chyba rano zerwę się z łóżka i pójdę pięć metrów pod górę, a dzisiejsze post będę mógł zakończyć jak zwykle zdaniem, że będę coś pisał jak znajdę czas;) Zaczynam pisać coś o turze, bo się sam pomału gubię w tym super wstępie.

Po ostatnich ski-tourach  (moich pierwszych ski-tourach w życiu) kolega z pingla Christian zaproponował kolejne wyście. Jak ktoś czytał poprzedni post to wie, że bawiło mnie to strasznie i nawet nie pytałem Christiana gdzie, tylko o której mam być po niego. Udało Mi się w międzyczasie wylicytować narty ski-tourowe z prawdziwego zdarzenia, w stanie bardzo dobrym. Fakt, że są w stanie bardzo dobrym nie cieszy mnie tak jak ich kolor, oczywiście mój ulubiony, a jaki to jest, to już na zdjęciach będzie można zauważyć.

Rano o 6 odebrałem kolegę i ruszyliśmy w kierunku Chäppeliberg kanton Uri. Kiedyś wychodziłem tam w okolicach na Cheiserstock 2’515, który leży na lewo od schroniska Lidernenhutte, a My powędrowaliśmy na prawo w kierunku Rossstock 2’462 i to był nasz cel! Pierwszy etap pokonaliśmy prywatną kolejką linową, dlatego że na dole było już dość zielono. Kolejka 7fr  i wywiozła nas na wysokość 1’727. Tam nakleiliśmy foki i ruszyliśmy do góry. Pogoda na pięć i po chwili poczułem tę radość z bycia na szlaku. Pisałem już o tym, że się śmieję sam do siebie i tak właśnie było. Ludzi dużo więcej na szlaku niż na poprzednich ski-tourach. 3 godziny zajęło nam wyjście na szczyt, ostatni odcinek bardzo krótka wspinaczka i zasłużona kawa w zestawie z kanapką. Wpis do księgi gość i na dół;) Adrenalina dała pierwsze znaki, dlatego też chyba, że narty nowe i nawet na stoku na nich nie byłem. Ale co to dla takiego starego narciarza jak ja:) Pierwszy odcinek zjazdu był bardzo stromy i wąski, a potem to już tylko zabawa i otrzepywanie się ze śniegu po glebach, a trochę ich było. Zjechaliśmy do schroniska na kawę i ja czułem, że mi mało wrażeń na dzisiaj. Christian wyjął mapę i ponownie nakleiliśmy foki i do góry. Jeszcze godzinka i zrobiliśmy trawers pobliskiego szczytu, nie mam pojęcia jaka jego nazwa. Tam foki do plecaka i do dołu, aż do miejsca gdzie będzie sięgał  śnieg, okazało się, ze zatrzymaliśmy się prawie na parkingu. Czyli nie potrzebnie rano wyjeżdżaliśmy kolejką. Dzień bardzo udany i teraz czekamy na pogodę, aby dalej gdzieś coś zrobić na ski-tourach.

Zabrałem aparat i zdjęcia lepszej jakości, ale to już sam oceńcie.

 

 

 

Pozdrawiam

g

Winterhorn Ski-Toure

Witam,

piszę jak zwykle post, który miał powstać dwa tygodnie temu, ale nie powstał z braku czasu. Wiadomo, że napiszę go słabiej, bo już dwa tygodnie temu działo się to wszystko co zaraz opiszę. Och działo się!!! Nie wiem, czy to było rozsądne, nie wiem czy to już czas, nie wiem czy dobrze na nartach już jeżdżę, nie wiem czy takie narty, nie wiem z czym to się w ogóle je, nie wiem za wiele, ale wybrałem się na pierwsze Ski-Toury. Napiszę dwa zdania co to narty turowe i jak to działa.

Połączenie nart biegowych z nartami zjazdowymi takie dwa w jednym – jak szampon do włosów:) myjesz raz, a tam i szampon i odżywka;) Połączenie jak połączenie, ale taką mają funkcję. Napiszę o 3 w jednym, ale to później;) Takie narty pozwalają się przemieszczać w terenie górskim o rożnych stopniach nachylenia, jak i z tych nachyleń zjeżdżać. Piszą, że odpowiednia waga narciarza, nachylenie itp. itd. Teraz będzie o trzy w jednym. Do połączenia nart zjazdowych z biegowymi dochodzą jeszcze foki. Fokami zaklejamy okładzinę nart, co pozwala nam się utrzymać w stromych podejściach, dlatego że włoski układają się w jedną stronę. Nazywają się foki dlatego, że pierwsze takie pasy były z foczych skór właśnie. Teraz to już Chińczycy wprowadzili moherowe lub nylonowe, do koloru do wyboru. Coś napiszę o wiązaniach, ale nie dużo, bo sam do końca nie wiem z czym to się je. Wiązania jak w normalnych nartach pozwalają sztywnie przymocować pietę do nart, ale również ją uwolnić, w sensie że tylko przymocowana przednia część buta do nart. Możemy jeszcze podeprzeć piętę, co pomaga nam w stromym podchodzeniu. Nie piszę nic na temat zapięć w nartach, bo nie wiem. Wiem, że coś jeszcze jest, ale nie używałem i nie piszę.

Jak już pisałem wcześniej, nauka jazdy na nartach dla mnie ma właśnie cel taki, aby zdobywać szczyty i z nich zjeżdżać, ale nie wjeżdżać kolejką na te szczyty:) Nie planowałem jeszcze Ski-T0ur, ale kolega z pingla zaproponował, to dlaczego nie. Umowa była taka, że on planuje, a ja po niego przyjeżdżam i jedziemy. Zapytał tylko, czy mam narty, buty i foki;) Dzień przed wyjazdem dostałem smsa z zapytaniem, czy mam zestaw lawinowy czyli łopatę, sondę i LVS, czyli urządzenie do odnajdywania w lawinie. Jak przeczytałem smsa to uśmiech zniknął i odpisałem NEIN. Napisał, że nie ma problemu, bo on ma podwójne, to zabierze dla mnie. Dopisał jeszcze, że wychodzimy na Winterhorn 2’661. Przespałem się z tym i rano o 6 odebrałem Christiana z Zug. Winterhorn stoi sobie w Alpach urneńskich, kiedyś był tam kurort, ale splajtował.

Wystartowaliśmy z Hospental, to jedna miejscowość dalej za Andermatt w kierunku Furkapass, w sumie bez sensu z tym kierunkiem, bo tam można tylko w jednym jechać. Foki zaklejone, wiązania na piętach uwolnione i do góry. A miałem jeszcze krótkie przeszkolenie, jak działa urządzenie do wyszukiwania ludzi w lawinie. Łopata i sonda wiadomo;) Pierwsze kroki słabe, ale po 15 minutach frajda jak szlag. Dawno już się tak nie cieszyłem, idąc na jakiś szczyt, ale może to i dla tego, że dawno gdzieś byłem, bo tylko stok, stok i stok, aż w końcu coś innego no i nowego. W połowie drogi zaczynałem się zastanawiać jak ja zjadę, ale teren nie był jakiś super stromy i żadnych tam przepaści większych nie było. Mega pogoda, uśmiech na twarzy tylko kondycji trochę brak. Sporo ludzi maszerowało w tym samym kierunku, ale jakoś nikt nas nie wyprzedził. Ja dostałem tak po dupie, jak na aklimatyzacji przed Blancem w kierunku Tacula, kto czyta to wie, a kto nie czytał to zawsze może doczytać. Po 3 godzinach mocnego maszerowania w górę przyszedł czas na ostatni etap. Jakieś 70 m przewyższenia musieliśmy się jeszcze wspiąć na szczyt. Nie pisałem o butach, ale są prawie takie same:) no mają podeszwę Vibry i przełącznik na tryb chodzenia, a wszystko to po to aby się móc w nich wspinać, nie są może tak spoko jak byty wysokogórskie, ale się da. Na wspinaczce dostałem kopa w dupę i zostawiłem kolegę, który gdzieś tam szedł ostrożnie. Poczułem, że żyję i prawie wybiegłem na ten szczyt. Pięć zdjęć, kanapka, kawa i do nart. Foki do plecaka i wtedy adrenalina zaczęła wzrastać. Chrystian raz dwa i pierwsze przewyższenie w kieszeni, Ja raz dwa trzy cztery pięć i tez koło niego. Wszystko to takie niepewne, ale jakoś się dało skręcać. Taktyka moja była taka – nie rozwijać za dużej prędkości. Po 30 min byliśmy w restauracji przy piwie bezalkoholowym. Przeżywałem ten zjazd jak małe dziecko. Było parę gleb, ale w świeżym śniegu to przyjemność. Ski-Toury jak dla mnie na pierwszy raz to rewelacja, zadowolony jak szlag zaplanowałem kolejną turę na następny weekend, ale o tym w następnym poście:)

Dwa zdania co do bezpieczeństwa jeszcze. Czułem się bardzo bezpiecznie, aczkolwiek dużo ludzi jakieś kazania mi prawiło. Nie wiem jak to działa, dlatego że codziennie ginie masa ludzi w wypadkach samochodowych, ale nikt nigdy nie prawi mi kazań, abym nie jeździł autem! Dlaczego?  Czytaj dalej

LAAX!!!

CzE,

dalej się coś tam nazbierało więc piszę…

Kiedyś już pisałem, że ludzie podniecają się kurortem narciarskim Laax, ja także miałem tę przyjemność, wiec piszę. Nie wiem co pisać, jakoś jajkami po tych świętach mózg zatkany…;) o tak o zabrałem do Laax narty turowe (ski-turowe), aby szlifować umiejętności na stoku, a potem gdzie się da;) Narty kupiłem, za kilka franków na Szwajcarskim allegro i wyglądały spoko, ale wiedziałem, że parę dobrych lat mają. Ja się jeszcze nie znam na sprzęcie, to biorę wszystko na wygląd i jak na razie to Mi się jakoś udaje. Dotarliśmy z kolegą Jarkiem koło 8:OO na parking do Flims, a do Flims dlatego, że jest połączony z Laax i nie było sensu jechać do Laax jak Flims bliżej, a te same stoki. Pierwsze podniecenie to razem mieliśmy przy kasie, jak  nam pani zaśpiewała 81franoli za Skipass, ale życie..chcieliśmy Laax to mamy. Przy kolejkach już sporo ludzi i czekanie się zaczęło, ale szybko to szło i za 30min zaczęliśmy szaleństwo na niebieskiej:) ja po 100 metrach gleba, ale szybko ruszyłem dalej i szybko dalej gleba. Pomyślałem, że jazda na ski-turach jeszcze nie dla mnie. Kolejne upadki były co 100 metrów, aż do momentu gdy zobaczyłem, że zapięcia chyba coś nie działają i buty się wypinają. Śrubokręt i kręcę coś tam i kręcę, a co, to sam nie wiem. Pokręciłem i dalej gleby. Po jakimś czasie skumałem co kręcić, ale pobijany byłem już dość. Postanowiłem, podjechać do serwisu, aby pan zrobił co w jego mocy, okazało się, że tylko w nocy działają takie usługi. Pan tylko spojrzał na moje super narty i powiedział, że mam okrągłe, zardzewiałe kanty, ale jakoś się tam jechało, a po 16-te, to do jazdy ski-turowej kanty i rdza nie mają znaczenia chyba. Po wszystkich przebojach z zapięciami była już 10:00 i ludzi sporo przybyło. Zaczęliśmy się sprawniej poruszać i zabawa jak szlag!!! Długo szeroko i było gdzie obok stoku pojeździć. Koło 12 kolejki przy wyciągach, ale jakieś  nie przesadne. Może to dziwne, może normalne, ale spotkaliśmy sporo Polaków na stoku, w knajpie, a na parkingu sporo aut. Nie mam co dalej pisać, pokaże zdjęcia i plan stoków.  A ciekawostka to, że można na lodowcu pojeździć, ale dla mnie to nic specjalnego jak lodowiec przykryty gruba warstwą śniegu;) Na koniec jeszcze raz się podnieciłem jak płaciłem parking bo 10franoli, a wszędzie do tej pory było 5. Podsumowanie takie jest LAAX drogi jak szlag, ale warto tyle wyłożyć bo jest gdzie pojeździć no i panorama miażdży!

Zdjęcia tylko z telefonu…

Pozdrawiam

g

Melchsse Frutt z innego punktu widzenia…

brrry brrry brrry po raz 3 już dzisiaj,

chyba się rozpisałem:) jak tak dalej pójdzie, to napiszę dzisiaj jeszcze 17 postów.

Tu postaram się krótko i na temat dlatego, że już pisałem na ten temat.

Drugi nasz wyjazd narciarski był właśnie do Melchsse Frutt. Kto czyta to wie, że tam widziałem u kolegi w oczach czaszki, jak stał na czarnym stoku, a stał tam na nartach drugi raz. Mieliśmy ciepło, ale jakoś udało nam się pozjeżdżać. Tym razem było inaczej i było nas dużo więcej. Wybraliśmy się w 9 sztuk, jedni na sanki, drudzy na snowboard, a My na narty. Wyjechaliśmy jak zwykle wcześnie rano i ruszyliśmy jedną z pierwszych kolejek w górę. Pierwszy zjazd spokojny niebieskim stokiem wszyscy razem, dlatego że tor saneczkowy jest połączony z  niebieskim stokiem w 90%. Pogada wypisz wymaluj! Drugi wyjazd był już do samej góry na Bonistock i po długich rozmowach postanowiliśmy zjechać tym czarnym stokiem gdzie widziałem czaszki w oczach kolegi przed dwoma tygodniami:) Już na pierwszym odpoczynku widziałem smiley w jego oczach:) Peunta z tego też jest ,, Patrz gdzie zaczynasz bo możesz na początku skończyć,, Udało nam się być na drugiej stronie czyli Erzegg i napiszę, że nic specjalnego oprócz dużej ilości ludzi. Krzesełko na Balmeregghorn zaparte. Więcej info co do Melchsse Frutt 4 posty wcześniej na blogu/ Po tej naszej przygodzie narciarskiej, która zaczęła się gdzieś w lutym, na pytanie, czy jeździsz na nartach mogę odpowiedzieć, że sobie radzę:) Tak naprawdę piszę ten post, aby dodać zdjęcia bo uważam, że są nawet…

 

Pozdrawiam

g.

Morschach STOOS

brrrrry po raz drugi dzisiaj!

stało się tak, że sypie śnieg i siedzę w domu. Muszę wam zdradzić, że dzisiaj poszalałem, bo wytrzymałem w łóżku do 7:40 i tym samym ustaliłem chyba rekord długości snu na weekendzie:)

W ubiegłym tygodniu prognozy nie za fanie i daleko nie było sensu jechać, dlatego Stoos. Zawsze jak słyszę Stoos to Mi się kojarzy pieśń ,,My Pierwsza Brygada,, 😉 Stoos to bardzo mała wioska w kantonie Schwyz, leży na 1’305 m i ma tylko 150 mieszkańców. Kurort narciarski nawet spory, podzielony na dwie części Fronalpstock 1’922 m i Klingenstock 1’935 m. W samej wiosce bardzo dobre stoki dla początkujących. Fronalpstock mega fajna trasa saneczkowa, oczywiście z mega panoramą, a dla narciarzy nie za długie trasy czerwone, ale coś tam jest. Natomiast Klingenstock oblepiony czarnymi stokami i tam własnie poszalałem sobie troszkę. Spotkałem Polaków, którzy od 5 lat jeżdżą na Stoos i dzięki nim udało mi się w krótkim czasie zjechać wszystkimi możliwymi opcjami z Klingenstock. Skipass w cenach normalnych 50fr i powiem, że Mi się na Stoos mega podobało, wiadomo nie jest to Davos, ale jest też naprawdę super. Ludzi nawet sporo,ale na Fronalpstock i we wsi, a na Klingenstock siadasz i jedziesz. Polecam Stoos dla wszelkiego kalibru narciarzy.

Zdjęć mam troszkę więcej;) Zdjęcia robione iPhone 4s i iPhone 6 różnica straszna!!! Sami możecie ocenić myślę, że nie muszę podpisywać, które zdjęcie jakim…

 

 

Pozdrawiam

g

 

 

Titlis

Brrrrry,

wczoraj był post w którym było zdanie, że nas śnieg troszkę zbił:) Pierwsze nasze kroki, upadki, zjazdy były właśnie w Engelbergu – tam zaczęła się przygoda, która trwa już chwilę i trwać będzie jeszcze chwilę. W sensie, że w okolicach Klein Matterhorn na lodowcu Gletscher-Palast, który jest położony najwyżej w Europie sezon trwa 365 dni, a długość stoku to 16 km, ale o tym coś więcej jak będzie dobra pogoda:) Titlis w moich oczach to wieczne kolejki do kasy i mnóstwo Azjatów i tak też było+mega dużo narciarzy. Dolna partie dla początkujących i cena spoko bo płaciliśmy jakieś 25fr czyli na Gerschnialp, na górne partie już troszkę więcej bo 62fr, ale jest gdzie pojeździć. To jest mało powiedziane, że jest gdzie pojeździć, bo nie jest to takie proste. Stwierdzam, że Titlis ma bardzo trudne stoki i jeszcze przy słabej widoczności, to nie ma zabawy. Wyjechaliśmy jedną z pierwszych kolejek no i tylko nam wiatr przeszkadzał i świeży śnieg nawiewany na stok. Każdy zjazd inaczej, choć tym samym stokiem, ale Mi się tam pod koniec zaczynało podobać, bo jak czasami zobaczyłem nawiany śnieg to fajnie można sobie tam skakać;) Koło 10:00 mocny opad, który połączony z wiatrem dał nam w kość. Po kolejnej godzinie pakowaliśmy narty do auta. Nie wiadomo jak by to wszystko wyglądało przy dobrej pogodzie, ale to tu kiedyś też napiszę:) W ubiegłym tygodniu w okolicach Titlis lawina porwała 6 osób ze stoku, ale na szczęście nikomu nic większego się nie stało. Nic więcej nie piszę bo planuje tam jeszcze jeździć. Mam chyba dwa zdjęcia i ładuje je tu za moment;)

 

 

Pozdrawiam

g

 

Hoch-Ybrig

bondzorno,

piszę coś, bo się nazbierało tego trochuuuu . Dzieję się tak, jak przypuszczałem, nie chodzę nic w górę, tylko z nich zjeżdżam, ale myślę intensywnie nad tym, aby nie wyjeżdżać do góry, ale z góry zjeżdżać, czyli takie czary, nie wyjeżdżasz, ale zjeżdżasz;) Czar polega na tym jeszcze, że nie masz przeludnionej trasy;) Jak coś wyczaruję, to wszystko napiszę, a jak czar pryśnie, to musicie się zadowolić tym co jest. Nie wiem i nie chcę kłamać, ale to chyba 6 raz na nartach i pomału zaczynam czuć prawdziwą zabawę. Zabawa zabawą, ale My złapaliśmy bakcyla z kolegą Jarkiem, że nie sprawdzamy pogody do końca tylko jedziemy. To zdanie, że nie sprawdzamy pogody, chyba nigdy już tu nie będzie napisane, bo tak nam sprało twarze śniegiem, że bez sprawdzenia dokładnie pogody nie wyruszamy z chałupy. Twarze nam sprało na Titlis, a tu mowa o Hoch-Ybrig czyli dzień po Titlis;) Hoch-Ybrig nie dlatego, ze jakoś tam super, ale blisko i cena spoko. Osobiście trochę portfel czuje, jak pojedziesz 7 razy w miesiącu na narty. Same Skipassy to najbidniej z 400fr, w przeliczeniu na złotówki to jest trochę, ale nie przeliczam tylko żyje. Widzę to tak, mam siłę, to robię ile mogę i nie patrzę ile to kosztuje, nie będę miał tyle siły, to nie będzie mnie interesowało ile kosztuje, bo nie będę miał pewnie tyle motywacji, aby coś robić. Dlatego pod koniec miesiąca trzeba na pożyczkach jeździć.  Puenta z tego taka – Nie ma miedzi dupa siedzi:) Ale post nie o miedzi..

Jak już pisałem, wybraliśmy się na Ybrig bo blisko. Blisko, bo w kantonie Schwyz kawałek na wschód od Mythen-ów. Skipass 50fr. Spokojnie wyjazd o 7:30 tak, aby o 8:30 wystartować do góry. Pogoda spoko, słońce się zbudziło i parking nie tak bardzo zapakowany. Ciekawostką jest, że parking DARMO i to nawet pod dachem, chyba taki jedyny w całej Szwajcarii. DARMO i pod DAACHEM= WOW.  Spokojnie zaczęliśmy na niebieskim stoku zjeżdżać, obserwując jak to wszystko wygląda dookoła. Słonce świeciło to i nam się podobało, aż do godziny 13, bo nie wiem skąd, ale jakaś plaga ludzi i czekanie na krzesełko 20min. Długo się nie zastanawialiśmy, tylko zjechaliśmy jedyną czarną trasą do DARMOWEGO parkingu. Hoch-Ybrig spoko, bardzo ładna panorama, jest gdzie pojeździć, trasy szerokie i nawet na niebieskich czuć mięśnie. Jedyny minus to mnóstwo ludzi. Puenta nr 2 w tym poście. Daj Szwajcarowi zaoszczędzić na parkingu 5fr to przejedzie nawet pół Szwajcarii. Pomysł jest taki, aby Polska rzuciła jakiś plakat na Szwajcarię- np.,,Wakacje w Polsce-Parking GRATIS!,,:) Zrobiłem moim zacinającym się telefonem kilka fotek:)

 

 

Pozdrawiam

g

Andermat!

nie witam się tym razem,

z okazji ostatków piszę jeszcze jeden post. Znowu tak się stało, że narty. Kolega Jarek na weekendzie niedostępny, to sam zaplanowałem wypad:) Myślę, że jak by był, to skończylibyśmy w LAAX, a tak wylądowałem w Andermatt. Tym razem kolega z pracy się zdecydował i kolega koleżanki pielęgniarki, czyli pielęgniarz. Kolega z pracy na snowboard, a Adrian na narty. Śmiałem się z kumpla w pracy 3 dni, że będę go musiał popychać na tym snowboardzie, żeby do wyciągów dojechał. On wiedział, że stałem 3 razy na nartach i mocno się odgryzał. Zaznaczę, że kolega na dopingu, ale to na zdjęciach:)

Andermatt to kanton Uri, leży na 1447 m.n.p.m., w pobliżu przełęczy św. Gotharda, u stóp górnego pasa Alp. Nie chciałbym tam mieszkać, bo jest tam wysokie zagrożenie lawinowe a w 1951 lawina odebrała życie kilkudziesięciu osobom. To tyle smętów.

W sobotę ruszyliśmy dopiero o 7 rano, dlatego, że stok otwierali o 8.30, a samochodem z mojego domu ok. godziny drogi. Szwajcar tak punktualny, ze jak pod niego podjechałem, to ładnie czekał już w drzwiach. I to mi się bardzo podoba. Bo szanuje mój czas! Gdy dojechaliśmy, to panowie skierowali nas na parking, a pan parkingowy jak zobaczył polskie blachy, to powiedział mi, że muszę koniecznie kupić bilet. Udałem zdziwionego i powiedziałem, że my w Polsce tego nie mamy i parkujemy na łąkach.

Ski Pass to 62CHF, plus 5 chf depo = 67chf. Depo płaci się za ową kartę magnetyczną, którą po dniu się zdaje i odzyskuje owe 5chf. Jak kupiliśmy bilety, ruszyliśmy pociągiem w górę, na 2044m, i stamtąd prosto na stok:) Jeszcze na wyciągu zapytałem Szwajcara, czy dobrze nasmarował swój snowboard, a on biedny się tłumaczył, że słabo, nawet kanty były pordzewiałe. Zaczęliśmy spokojnie na czerwonym i mi mina zrzedła, jak zrobił pierwsze salto i pojechał dalej. Co Gość wyczynia na tym snowboardzie! obroty, skoki, salta…tak więc wcale nie musiałem go dopychać do wyciągu;P nasze zjazdy były tak sprawne, że zjeździliśmy tam prawie wszystko. A co dokładnie, to będzie na mapce. Bardzo fajne szerokie stoki, polecam niebieską dla początkujących (Nätschen–>Andermatt). O 13.30 byliśmy już na dole i przy zdawaniu Ski Passów pani w okienku oddała nam 17chf, 5 za depo o 12 za zdanie pasów przed godziną 14:) Podróży do domu Wam oszczędzę, a wszystko inne zobaczycie na zdjęciach.

 

Pozdrawiam

g.

Obersaxen!

Cze,

złożyło się tak, że znowu  wybraliśmy się na narty:) Kolega Jarek walnął z grubej rury i pojechaliśmy do Szwajcarii wschodniej, a dokładnie wylądowaliśmy w Obersaxen, które leży w kantonie Gryzonia, ale spory kawałek od Davos. Spory, bo dla Szwajcara 100km to sporo. Obersaxen to jeden z większych znanych kurortów w CH, zaraz koło niego leży potężny LAAX, którym się tu wszyscy podniecają. Pojechaliśmy na dwie bryki, ludzina narty chętnych jak mrówków, ale to cieszy, bo na wędrówki to nie koniecznie;) Powiem, że gromadą się spoko zjeżdża. Stoki przygotowane po Szwajcarsku, ale już węższe niż w Davos. Jest gdzie pojeździć, ale jak ktoś chce zaczynać swoją przygodę z nartami w Obersaxen, to nie polecam. Niebieskie stoki dość wymagające, a na czarnych nie próbowaliśmy, mogłem napisać dla szpanu, że ekstremalne, ale teraz już za późno, bo 19:30 taki żart przy ostatkach. Co się tam działo i jak to wygląda to na zdjęciach.

 

 

Pozdrawiam

g.

Davos!

cze,

piszę bo mam dwa posty w głowie, a weekend się zbliża ze spoko warunkami;)

Wybraliśmy się tym razem z kolegą Jarkiem do słynnego Davos, aby szlifować swoje narciarskie umiejętności. Idzie nam już całkiem całkiem, ale czarne stoki omijamy lekko bokiem jak na razie. Davos bardzo znany kurort narciarski, ale nie tylko jako kurort narciarski, trafiliśmy na końcówkę Światowego Forum Ekonomicznego.  Ciekawostkę jaką wam przekażę z tego forum to taka, że Szwajcarska wspaniała armia ochraniała wszystkie te mądre, ładne, bogate i znane głowy. Na badaniu przed rozpoczęciem forum odpadło kilkadziesiąt żołnierzy, ale tylko 16 będzie miało z tego badania większe konsekwencje, bo byli na amfetaminie, reszta dostała tylko naganę, bo marihuana to słaby narkotyk. Normalka, myślę, że jak by lekarza zbadali, to by też się na czymś skończyło. Dobra, ale to nie post o ćpunach, tylko o wypadzie na narty;) Napiszę może pare ciekawostek o Davos, bo jest co pisać.

Davos leży we wschodniej części Szwajcarii, w kantonie Gryzonia, jest podzielony na 6 dzielnic Davos Dorf, Davos Platz, Davos Frauenkirch, Davos Glaris, Davos Monstein, Davos Wiesen. Uwaga!!! jest to najwyżej położone miasto w Europie, leży na  1’560 m. Tego, że sobie tam świadkowie Jehowy działają itp. wam oszczędzę. Jak pytałem znajomych z pracy, czy warto jechać na narty do Davos, to nikt nie wiedział, bo oni pół życia w jedno i to samo miejsce jeżdżą. Raz, że taniej, a dwa wiedzą jak stok idzie i mogą pokazywać jak im dobrze idzie;) Ja osobiście jak jadę drugi-trzeci raz tym samym szlakiem, to ten sport staje się nudny.

Powiem tak na temat stoków w Davos – Wszystkie bardzo szerokie, stopień trudności do koloru do wyboru, jest gdzie pojeździć no i nie było takiego tłoku jak słyszałem z opowiadań. Za te wygody trzeba zapłacić jedyne 75fr i dwie godziny w aucie jak w moim przypadku. Jak na razie Davos namber łan:)

Zdjęcia takie z duu…. szybkie, ale zdjęcia;) Link z wyraźną mapką

 

Panoramakarte_Schatzalp_Parsenn_Madrisa_Davos_Klosters

 

 

Pozdrawiam

g.