Dufourspitze 4 634 m

Cześć,

piszę dalej, bo jakoś czuję, że siedzę na sofie i tracę czas. Dzisiaj w tle TSA gra i zobaczymy co dobrego z tego wyjdzie, a jak nie wyjdzie, to będę zmuszony otworzyć okno. To byłby wstęp chyba…

Zaplanowaliśmy Dufour, a po nim dzień *resta* i górę na której zapomniałem, że palę fajki. Staram się już podtrzymywać tradycję i na każdej górze spalić szluga. Jak do tej pory to nawet dobrze mi szło no i żeby było jasne, to na Dufour puściłem dyma. No i nie jakoś, że cwaniakuje, czy coś ale większość ludzi działa różne rzeczy na szczycie. Jeden gra na gitarze, drugi zostawia jakąś rzecz, a trzeci siedzi i nic nie mówi. Oczywiście filtr zawsze zabieram do kieszeni:)

Dufour zaplanowany 2+1, czyli kumpel od gór z miasta gdzieś, przy Zakopiance, przewodnik no i ja. Przewodnik super nowy,*nieśmigany* w sensie, że to pierwsze wyjście z panem Marcinem Rutkowskim. Co do przewodnika to właśnie, że nic. Napiszę:  miło, szybko i na temat.  A co do kolegi, to nie mógł przyjechać, ale cóż nie może być tak zawsze jak sobie to zaplanujemy. Do składu to tyle w sensie, zostałem dosłownie na lodzie trochę, dlatego, że musiałem się sam zaklimatyzować i tu się zaczyna.

Dzień 1: wyjazd kolejką na Klein Matterhorn no i na wschodni szczyt Breithornu 4106 m. Noc w Rifugio Guide del Cervino 3480 m.

Dzień 2: ponownie na wschodni szczyt Breithornu i nocleg w tym samym schronisku. Co do schroniska, to dużo ludzi w ciągu dnia bo narciarze pija piwo itp. ale ogólnie schronisko jak schronisko.

Dzień 3: zjazd kolejką do Cervini i przejazd doliną pod kolejkę Tschaval i do samej góry na Passo dei Salati, potem jeszcze przejście ok 1h do schroniska Gnifetti 3647 m. Jeśli chodzi o schronisko to super i chociaż trochę wiało w nocy, ale w bardziej klimatycznym schronisku nie byłem. Wiadomo, że kolacja i spać, bo 3:30 śniadanie i o 4 start.

Dzień 4 (atak szczytowy) ten nawias po to aby było groźniej:):):) Lodowcem do góry, aż do Zumsteinspitze 4563 m i tu się zaczyna trudno. W ten dzień jako jedyni zdobyliśmy Dufoura z strony włoskiej. Dość stroma opadająca grań na Grenzsattel,  czyli siodło granicy, no a potem ostra grań, mega oblodzona. Powiem, że było to najniebezpieczniejsze 100 m jeśli chodzi o Doufora od strony włoskiej. Po grani wspinaczka w skale ok 1h i szczyt. Na szczycie dwie pary, które wystartowały z schroniska Monte Rosa. Na szycie przed 9:00 no i fajka pokoju, a potem do kolejki, bo mieliśmy zaplanowany jeszcze przejazd do Chamonix a tam nocleg. Zejście poszło nam szybko bo były odcinki, gdzie dało się biec. Nie, że jakoś czasówka, ale czuję, że obaj czuliśmy bluesa. Mega exspresowe zejście, co sprawiło mi dużo radości. Ogólnie Dufour godny polecenia i nie dlatego, że jest najwyższy po stronie szwajcarskiej. Zadowolenie full i co tu więcej pisać…może zobaczycie sami na zdjęciach. A no i po noclegu w Chamonix przejazd do Zermatt….. Ale post o górze, na której zapomniałem, że palę fajki będzie następny…

Pozdrawiam

g

Dodaj komentarz