Mont Blanc – Atak szczytowy!

Witam,

pisałem wczoraj o aklimatyzacji, to wypada napisać coś o ataku szczytowym. Jak już pisałem noc w Argentiere i przygotowania do Ataku szczytowego. Przygotowania to: pakowanie plecaka, prasowanie spodni itp. Wyjazd z hotelu o 7:07 do  Les Houches skąd wyruszyliśmy kolejka linową na Tramwaj Du Mont-Blanc, cena w obie strony to 25Euro. W Szwajcarii za 25euro możesz wyjechać nigdzie, albo w jedną stronę;) wyjechaliśmy na 2’380 m i pomaszerowaliśmy spokojnie w kierunku schroniska Goutier 3’800 m. Po godzinie trekingu doszliśmy do lodowca Bionnassay, a po 15min zatrzymaliśmy się w schronisku Rousse 3’167 m. Herbata, coś na ząb i dalej w kierunku Goutier. Zobaczyliśmy bardzo dużo ludzi wspinających się w kierunku schroniska i ruszyliśmy pełną parą pod ścianę, gdzie jest bardzo słynny a za razem niebezpieczny Kuluar Rolling Stones Mont Blanc. Wiadomo, że najlepiej tam przechodzić z samego rana jak wszystko jeszcze zamarznięte, ale było pochmurno, dlatego mogliśmy sobie pozwolić na przerwę. Kuluar niebezpieczny jak szlag, kamienie leciały z bardzo dużą prędkością, ale wszyscy szli, to My też. Bardzo dużo się słyszy o wypadkach w tym miejscu, ale co Tobie pisane, to pisane. Pokonaliśmy to trudne miejsce bardzo sprawnie, prawie biegnąc i zaczęliśmy wspinaczkę. Wspinaczka w bardzo trudnym terenie bo wszystko jechało i nie było się czego złapać, ale spora część trasy była obrobiona linami. Całe przejście z tramwaju do schroniska zajęło nam 6 godzin. Dobrze byliśmy zaaklimatyzowani i siły były na dużo dużo więcej. Pisałem, że napiszę coś więcej o schronisku, to piszę. Goutier 3’800 m odnowione i super utrzymane schronisko. Już po szatni było widać standard. Wchodzisz a tam panele na podłodze i wszystko w ładnym drewnie. Wszystko nowe, aż nie chcesz uwierzyć, że jesteś na 3’800 m. Bardzo duże schronisko i zawsze wypakowane, aż po zimną szatnię. W zimnej szatni śpią ludzie na podłogach, ale co się nie robi dla Mont Blanc. Trochę to dla mnie dziwne, bo jak nie mam miejsca w schronisku, to do niego nie idę, a prosić o miejsce na podłodze w szatni nie jest warte MB jak dla mnie. Namiot – spoko, proszenie o miejsce na podłodze – nie spoko. W schronisku Francuzi, Włosi, Słowacy, Czesi, Ruscy, Ukraińcy i sporo Polaków.  Kolacja o 18:30 bardzo pyszna, bo świnię dali, a składa się tak, że lubię to zwierzę jeść:) zupa była też i nawet deser podali. Lubię klimat schronisk, ale to jakoś go nie miało, chociaż tak wysoko. Śniadanie o 2:00 i po śniadaniu w stronę MB. Pogodę zapowiadali super, w ogóle mieliśmy super pogodę przez cały tydzień. Ostanie przygotowania do ataku, rzeczy niepotrzebne do worka i zostają w schronisku. śniadanie lekko w stresie i wymarsz. 30 kroków i na grani, a tam 50 a może więcej czołówek. Nazwę to pielgrzymką na MB.  Spokojnie wypracowanym tempem szliśmy w górę. Pielgrzymka troszkę nietypowa, bo wyglądało to jak wyścig szczurów. Nie wiem, o co tam chodziło, ale chyba zasada kto pierwszy ten lepszy. Mijaliśmy tych lepszych bo opadli z sił, ale co napaleńcom powiesz…. Spokojnie, bez stresu po 2 godzinach doszliśmy do schronu Wallota 4′363 m i tam zatrzymaliśmy się na 15min, aby się schować przed wiatrem. Szczerze to zmarzłem tam jak szlag. Schron obładowany przez Polaków, tak jak pisałem, to takie schronisko darmowe jak ktoś chce tanio. Pod schronem zabraliśmy kije, czekany do ręki i ognia w górę. Wiatr wiał straszny i było mega zimno. Słońce wschodziło i aparat w ruch! Coś pięknego, człowiek nie myśli gdzie jest, jak jest, jakie warunki tylko otwiera jape i gapi. Opisałbym to, ale się nie da, zdjęcia nie oddają tego w połowie, ale mimo wszystko dodam.  Małymi kroczkami do góry, w dół, do góry i góry góry. Po kolejnych dwóch godzinach szczytowaliśmy w pięknym słońcu. Radość jaka gościła u mnie w sercu, to też nie do opisania, łezka gdzieś tam też poleciała. Ostatnie metry coś krzyczałem, sam nie wiem co. Widzieliśmy szczyt jak na dłoni, a tu szliśmy i szliśmy. 4:30 to nasz czas z Goutier, ale czas odgrywał w tej sytuacji najmniejszą rolę. RADOŚĆ RADOŚĆ RADOŚĆ, była ona tak wielka chyba dlatego, że w ubiegłym roku nie udało nam się przeprowadzić ataku szczytowego, a tak blisko byliśmy. Na szczycie 10 osób i jedna ekipa z Polski, dobrze że byli bo miał kto robić zdjęcia;) Pocieszyliśmy się troszkę, porobiliśmy zdjęcia i do tramwaju Mont Blanc. Chwila w schronisku  Goutier na kawę i do dołu. Bardzo długie zejście i smutne. Godzinę przed nami w kuluarze spadła dwójka i już się ponoć nie podniosła:( Pytanie jedno! Dlaczego??? Dlaczego oni się nie przypięli do liny, która tam była??? Babka się poślizgnęła i sciągnęła gościa w przepaść. Ta lina po to tam jest. Ale to już po fakcie:( Nie zakończę tymi smutnymi zdaniami postu. Doszliśmy do schroniska Rousse i przewodnik wymyślił, że zjedziemy ostatnie 800m kuluarami, takimi małymi. Nie tylko my mieliśmy taki genialny pomysł, 6 Francuzów za nami, a potem przed nami. Ich spodnie miły większy poślizg:) Pomysł okazał się durny, bo dupy mokre i większość trasy pokonaliśmy na nogach, a nie na dupie jaki był plan. O 15 byliśmy już przy aucie i rozjechaliśmy się w swoje strony. Wiem, że mogłem napisać to lepiej, obszerniej itp. ale może będzie jeszcze okazja…

Pozdrawiam

g.

 

2 thoughts on “Mont Blanc – Atak szczytowy!

Dodaj komentarz