Czas się zmęczyć!

Cze!!!

to, że nie piszę, nie oznacza, że nie chodzę, tak jak 4 stopień zagrożenia lawinowego, nie oznacza, że nie ma góry, na którą można by iść;) Kolejny raz zagościłem na Rigi, ale wyjście troszkę ekstremalne, bo śniegu troszkę więcej na szlaku jak w moich planach. Temperatury minusowe gościły w CH (nigdy nie napiszę, że u nas, bo u nas to w Polsce i tego się 3mam), a gościły dobrze, bo w dzień też na minusie. Start z Weggis i od samego początku męka w śniegu, a zdziwiło mnie to, że w lesie było go też sporo co utrudniało maszerowanie. Jestem posiadaczem rakiet i to na pewno ułatwiłoby pokonywanie odcinków nasłonecznionych, gdzie wpadałem po pewna część ciała, ale rakiety nowe to i szkoda farby zdzierać w tym sezonie:):):) po 3 ciężkich godzinach dotarłem na Rigi Kaltbad, a godziny ciężkie, dlatego że kondycja dopiero nabiera rozpędu. Musiałem wejść do restauracji, bo jakoś dziwnie zamarzłem do pewnej cześci ciała i zaczynało być zimniej jak zwykle. Rakiety w domu, stuptuty też jakoś tam zostały, a rękawiczki jakieś szmaciane, ale jak zobaczyłem Azjatów w trampkach już przed szczytem, to ręce mi opadły. Lubie bardzo Rigi, ale ci ludzie tak mnie tam zniechęcają:( Nie ma bardzo o czym piać, kolejny raz na Rigi, plan wykonany, zmęczyłem się dość, a o to mi chodzi. Im bardziej się zmęczę na Rigi, tym mniej metrów będę liczył na Blanca;) Sobota na Rigi, a Niedziela??? Pomyślałem, że wejdę kolejny raz na Pilatusa, szczerze to rzygam trochę już Pilatusem i pojechałem do St. Galen, a tam w kierunku Kromberg to prawie 2 tysiaki. Zmotywowany ruszyłem w mocnej śnieżycy, ale już w rakietach i po 1,5h zdemotywowany wróciłem do auta. Nie widziałem gdzie idę i czułem, że na skróty nie dojdę:) Weekend jak zwykle zaliczam do udanych. Udało mi się zrobić nawet zdjęcie.

Pozdrawiam
g.

Dodaj komentarz